piątek, 29 sierpnia 2014

Chapter 5

*Diana's POV*

Harry nadal nie wracał i to mnie martwiło. Może mu się coś stało, a ja sobie tutaj tak beztrosko siedzę? To by było z mojej strony tak podłe, że nie wybaczyłabym sobie. Wstałam z miejsca i szybkim tempem poszłam do kuchni. Stanęłam w jej drzwiach, a widok, który tam zastałam przyniósł mi wielką ulgę. Harry robił nam po herbacie, a obok niego były różnie przyozdobione kanapki.
- Harry? - Odwrócił się na swoje imię i kiwną głową bym mówiła dalej. - Wiesz, że zobowiązałeś się tylko do przyniesienia mi czegoś zimnego na policzek? Nie prosiłam cię o nic więcej... - Ruszyłam w jego stronę, a on podszedł do lodówki i wyciągnął jakiś słoik, z którym następnie podszedł do mnie.


- Trzymaj to przy nim. A jeśli chodzi o resztę, to pomyślałem, że może jesteś głodna, przez co pozwoliłem sobie poszperać w szafkach i szufladach by zrobić to. - Pokazał dumnie swoje kanapki, a ja zaśmiałam się. Podeszłam do nich i wzięłam wszystkie na wielki talerz. Było ich osiem, czyli podejrzewam, że każdy ma po cztery.
- Od kiedy jesteś moją gosposią? - Zapytałam się go, ale nie odpowiedział. Spojrzałam się na niego, a on miał tak przezabawną minę, że musiałam odłożyć kanapki na blat, a swoją twarz schowałam w dłoniach śmiejąc się. Uspokoiłam się dopiero po chwili. Poszłam razem z Harry'm do salonu, gdzie włączyliśmy telewizor i zaczęliśmy się zajadać jego kanapkami.
- Ty, ale dobre! - Powiedziałam z uznaniem. Popatrzył na mnie ze ściągniętymi brwiami. Nie mogłam go się zapytać o co chodzi, bo z pełnymi ustami się nie gada. Pokazałam mu palcem, żeby zaczekał, a ja szybko połknęłam jedzenie. - Coś nie tak?
- Powiedziałaś to w taki sposób, jakbyś nigdy nie jadła... - Powiedział zamyślony, a ja przypomniałam sobie, że od dobrych trzech dni nic nie jadłam... To dlaczego czułam, że nie potrzebuję jeść? Czyżbym nie musiała? Musiałam wymyślić coś dobrego, żeby się nie spostrzegł.
- Nigdy nie jadłam czegoś tak dobrego. To już różnica. - Uśmiechnęłam się do niego w miarę prawdziwie, a w duchu miałam nadzieję, że jednak sobie odpuści.
- No to cieszę się, że ci smakują... - Powiedział i zaczął przełączać kanały w telewizorze. Zatrzymał się chwilę na bodajże jakiejś bajce, ale była mi ona zadziwiająco znajoma.
- Czekaj chwilę! Co to za bajka? - Popatrzałam się na niego, a ten spojrzał się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Teraz, albo myśli, że się wygłupiam albo, że jestem dziwna.
- Toy Story, ale nie mów mi proszę, że chcesz oglądać tę bajkę. Proszę, nie bądź, jak Liam! - Popatrzał na mnie z błagalnym wyrazem twarzy, a ja ściągnęłam brwi.
- Dobra. Dlaczego mamy tego nie oglądać i kim jest Liam? - Jeśli nie chce jej oglądać, to może mi powiedzieć... No i został ten Liam. Nie muszę wiedzieć kim on jest, ale nie zaszkodzi poznać nowych ludzi, jeśli Harry mi to zaproponuje.
- Ponieważ, to ulubiona bajka mojego przyjaciela. A Liam, to mój najlepszy przyjaciel od czterech dobrych lat. - Się rozgadałeś Harry! No, ale skoro jest jego przyjacielem, to cofam poprzednie słowa o niechceniu poznania go.
- No dobra, kit z bajką... A jaki ten Liam jest? - Albo mi się tylko wydawało, że Harry skrępował się o mówieniu o nim. - Wiesz jeśli nie chcesz, to nie musisz mówić, nie wiedziałam, że nie chcesz o nim rozmawiać. - Wzięłam łyka herbaty i zaczęłam oglądać dalej tą bajkę, na której Harry łaskawie zgodził się zatrzymać.
- To nie tak, że nie chcę o nim mówić, ale on i reszta przyjaciół zawiedli się na mnie... - Spuścił wzrok na swoje kolana, a ja odłożyłam kanapkę z powrotem na talerz. Przysunęłam się bliżej niego i złapałam go za rękę. Nie zaprzeczył, że nie chce bym go trzymała, więc kciukiem zaczęłam jeździć po jego skórze. Postanowiłam, że teraz nie odpuszczę. Chcę o nim wiedzieć wszystko. Co go cieszy, co złości, co smuci... Chcę wiedzieć wszystko, co ominęło mnie przez te lata nieobecności.
- Dlaczego się na tobie zawiedli? Harry, mimo że znamy się krótko, to wiedz, że możesz mi zaufać. Chcę wiedzieć, czemu jesteś smutny. - Wyszeptałam zaraz potem, kiedy swoją głowę oparłam o jego ramię. Zależało mi na jego uśmiechu i tych oczach, które skrywają radość. Zaskoczył mnie, kiedy swoją głowę oparł o moją i pewniej złapał mnie za rękę. Nie odrzuciłam tego ruchu, bo w pewnej chwili, gdy go zrobił, poczułam się naprawdę dobrze.
- Nie rozumiem... Jesteś mi całkiem obca, a interesujesz się moim życiem, jak nikt inny kiedykolwiek... - Czułam, że jest mu ciężko to wszystko mówić i w ogóle sprostać moim wymaganiom, lecz nie chciałam się mu narzucać... Chcę zobaczyć ten uśmiech, co był we śnie i dzisiaj w parku. Ten szczery uśmiech.
- Jeśli nikt nigdy nie interesował się tak, jak ja twoimi problemami to znaczy, że nigdy go one nie interesowały. Harry ja nie chcę być wrogiem, tylko przyjaciółką. Nie zależy mi jedynie na poznaniu prawdy... - Powiedziałam i zaczęłam się zastanawiać, co mogłabym mu odpowiedzieć, gdyby się zapytał na czym jeszcze mi zależy. Pewnie powiem, że to uśmiech, bo co mogłabym mu jeszcze powiedzieć?
- Problem w tym wszystkim jest taki, że przyjaciele z zespołu mnie olali, moja mama jest ciężko chora, a ja wszystko zniszczyłem... - Dlaczego twierdził, że wszystko zniszczył? Nic nigdy nie jest stracone i wszystko da się odbudować.
- Może i mam szesnaście lat. Może i nie wiem za dużo o problemach. Ale będę się starała ci pomóc, jak najlepiej będę umiała. Zaczniemy od początku, dobrze? - On tylko pokiwał w zgodzie głową i obrócił się bardziej w moją stronę, przez co nasze kolana zetknęły się. Nastrajał się jakby przez chwilę do mówienia, ale mnie się nie spieszyło.
-Kiedy miałem szesnaście lat, poszedłem do pewnego programu, gdzie poznałem moich przyjaciół. Połączyli nas w jeden zespół. Choć nie wygraliśmy programu, zrobili z nas naprawdę świetny boysband. Śpiewaliśmy na koncertach, mieliśmy trasy, byliśmy brani do różnych programów. Później dowiedziałem się, że moja mama jest chora na raka i, że jest złośliwy i nie da się go wyleczyć. Załamałem się totalnie i powiedziałem zespołowi, że mam wszystkiego dosyć i, że odchodzę. Nie miałem siły zostać w nim i zamartwiać się o każdą rzecz. Byłbym dla nich tylko ciężarem. Nadal bym nim był. Zrozumiałem, że, kiedy moja mama zachorowała, nie mogę się zajmować zespołem tylko nią. Jednak kontakt z nią urwał się, kiedy mnie kompletnie nie poznała. Przyszedłem do niej pewnego dnia, a ona zaczęła krzyczeć i mówić, że mnie nie zna, że mam wyjść i ją zostawić... Wtedy też dowiedziałem się, że ma Alzheimera*. Załamałem się po raz drugi. To wszystko ją prowadzi do śmierci Diana. Ona umrze nie pamiętając własnego syna i córki. - Tutaj zaczął płakać, jak dziecko. Wtulił się w moją szyję i płakał. Czyli problem jest w jego mamie, która nie owijając w bawełnę umiera schorowana. - Ja się boję. Boję się tego dnia, gdy przyjdę do niej, a zastanę ją umierającą. Boję się, że ją stracę. - Był, jak taki mały chłopiec, który zgubił się szukając drogi do domu. Było mi go żal.
- Harry, jak twoja mama i siostra mają na imię? - Pomyślałam, że może cząstka wiadomości, jaką mi przekaże, nie pójdzie na marne.
- Anne i Gemma. - Powiedział to już całkiem wyczerpany tym całym problemem.
- Założę się że Anne nadal cię kocha i nie chciałaby żebyś teraz płakał. Może nie wiem, jak to jest mieć matkę, ale wiem, jak się czujesz. - Swoim kciukiem teraz głaskałam jego policzek. Wiem, że to lubi, bo w nocy uśmiechał się przy moim dotyku. - Nawet jeśli Anne odejdzie, to i tak zawsze będzie w twoim sercu. Pamiętaj też to, że własne dziecko matka zawsze pozna i choć może ci się wydać, że tak nie jest, to ona nadal o tobie pamięta. Harry i jeśli obwiniasz się przez to, co się dzieje, to proszę przestań. To nie była, nie jest i nie będzie twoja wina, cokolwiek się stanie z Anne, tak?
- Znam cię krótko, ale przy tobie czuje się jednak inaczej, choć nie umiem tego określić... - Co to znaczy inaczej? Robię coś źle, tak?
- Przepraszam za to, że byłam wścibska, jeśli o to chodzi. - Czułam się źle, wiedząc teraz, że nie powinnam pytać o jego życie. Podniósł się nagle i spojrzał na mnie z i tak zapłakanymi oczami.
- Nie przepraszaj mnie skarbie, bo nie masz za co. Dziękuję, że o to spytałaś. Pomogło mi to... - Złożył lekki pocałunek na moim czole i ponownie mnie do siebie przytulił. Nawet chciałam, żeby przy mnie był. Chciałam, żeby poczuł, że nie jest na tym świecie sam. - Dziękuję, że jesteś, mój aniołku... - Powiedział, a mnie natychmiast zmroziło. On nie mógł o mnie wiedzieć! Em, muszę działać...
- Harry, może pójdziesz się przespać? Myślę, że ta rozmowa cię wykończyła, a i tak byłeś pewnie zmęczony... - Powiedziałam i poczułam jak Harry bez słowa łapie mnie za rękę i prowadzi na piętro, do mojego pokoju. Pokazałam mu, które to drzwi i weszliśmy do pomieszczenia.
- Jeśli potrzebujesz się wykąpać czy coś, to tam jest łazienka. Zaraz przyniosę twoją torbę. Ręczniki i żele są na półce. Weź sobie, co będziesz chciał. - Powiedziałam i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i wzięłam jego torbę i poszłam z powrotem do pokoju. Z łazienki nadal było słychać szum wody, więc to było jasne, że jeszcze się kąpie. Postanowiłam mu jakoś przygotować miejsce do spania. Ściągnęłam poduszki dekoracyjne i z przyzwyczajenia wygładziłam rękoma pościel. Zza drzwi usłyszałam głos Harry'ego.
- Em, Diana możesz mi podać torbę? - Pewnie myślał by powiedzieć piżamę, więc czemu tego nie zrobił? W każdym razie, kiedy zajrzałam do łazienki był w samym ręczniku. Zarumieniłam się i kątem oka spojrzałam na jego pierś. Te czarne malunki na jego ciele były, jak magnez we śnie. Jemu chyba nie uszło uwadze, że się gapię, bo na twarzy dostał ten uśmieszek. Spaliłam jeszcze większego buraka, podałam mu tą torbę i wyszłam jak najszybciej z pomieszczenia. Boże, jaka ty jesteś głupia! On sobie teraz pomyśli, że małolata leci na jego klatę. O ironio! - Pomyślałam i usiadłam na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Przypomniało mi się, że miałam się przespać. Ale teraz nie mogę. Muszę się dowiedzieć, w jakim szpitalu leży Anne. Bo, choć Harry nie mówił mi, czy jest ona w szpitalu, to mam jednak takie wrażenie, skoro mówił, że umiera. Mimo, że nie może nie mieć za dużo czasu, to chcę zobaczyć tę kobietę. W tym momencie z łazienki wyszedł Harry. W samych bokserkach. Myślałam, że chociaż założy koszulę czy coś, a tu taka niespodzianka. Eh... W każdym razie muszę iść.
- Prześpij się tutaj. Ja muszę iść załatwić pewną sprawę. Niedługo wrócę, obiecuję. - Powiedziałam i już miałam wyjść, ale przeszkodził mi Harry. Złapał mnie za rękę i pociągnął do uścisku. Kiedy się od niego chciałam odsunąć, ten mnie nie puścił, tylko bardziej przycisnął do siebie. - Harry... Co jest? - Zapytałam i poczułam jak głaszcze moje włosy. Dobra nie wiem co się dzieję, ale ja chcę już wyjść.
- Miałem nadzieję, że zostaniesz... Ale, jeśli musisz iść, to ci nie przeszkadzam. Tylko błagam cię, uważaj na siebie, bo nie obronię cię w razie konieczności. - Chciał, żebym została. Mój Harry chciał, żebym z nim została. Boże, mam zostać czy iść? No i to, że nie obroni mnie, gdy będę potrzebować pomocy. On brzmi tak, jakby rzeczywiście chciał mnie chronić. Może to dlatego, że mam szesnaście lat i w jego oczach jestem nieporadną nastolatką? Tak, to na pewno to. Zostanę, ale tylko do momentu, kiedy nie zaśnie.
- Dobrze zostanę, myślę, że to może zaczekać. - Powiedziałam, a ten uśmiechnął się do mnie i pociągnął mnie w stronę łóżka. Nie wiem, czy czasami nie zabrzmiało to dwuznacznie, ale już nie ważne. Harry wszedł do łóżka, tym samym przykrywając się, a ja usiadłam obok niego po drugiej stronie. Patrzał na mnie chyba przez jakieś czterdzieści minut i nawet nie zmrużył oka.
- Dlaczego jeszcze nie śpisz? - Zapytałam i zobaczyłam uśmieszek. Ten sam co wcześniej w parku i niedawno w łazience. O co mu chodzi z tym uśmieszkiem?
- Jak się przebierzesz i położysz obok mnie, to pomyślę o spaniu. - Myślałam, że się przesłyszałam. Mam się przebrać i położyć obok niego? Już chyba wolałabym leżeć na sofie w salonie. Ale jeśli to ma mu pomóc, to się zgodzę.
- Dobra wygrałeś! - Powiedziałam, po czym wzięłam ze sobą jakieś dresy i koszulkę w serek. Szybko poszłam do łazienki, gdzie wykąpałam się ponownie, umyłam zęby i przebrałam w ciuchy. Włosy związałam w wysoką kitkę i wyszłam z powrotem do Harry'ego. Położyłam się obok niego, a on podparł się na łokciu i spoglądał na mnie. Dobra, skoro on się na mnie patrzy, to nie będę taka i też będę się na niego patrzeć, jakbym ujrzała skrzydła zrobione z diamentów. Tak, więc on patrzył na mnie, a ja na niego. Wracając do tej myśli, która gnębiła mnie niedawno, to nie wiem, dlaczego tak się czuję, gdy go widzę. Te oczy, loki, usta, dołeczki gdy się uśmiecha, te malunki... Ja się nie mogę go pokochać, czy zrobić cokolwiek innego. Jest żelazna zasada, że anioł nie może pokochać śmiertelnika i tego się zamierzam w najbliższym czasie trzymać. Jego oczy lustrowały mnie tak, jakbym była jakimś ósmym cudem, a słyszałam o siedmiu. Loki co chwilę opadały na jego czoło, a on co chwilę je poprawiał. Jego usta wyglądały, jakby były pomalowane pomadką w kolorze krwistego czerwienia. Dołeczki pokazały się w momencie, kiedy zerknęłam na jego usta. Pewnie było widać, gdzie się patrzę, skoro on patrzył mi w oczy. Wyciągnęłam rękę do malunku, który przedstawiał dwa ptaki. Zaczęłam rysować sobie kontury tego malunku.
- Podobają ci się? - Powiedział cicho, nadal mi się przyglądając, a ja zaprzestałam zabawę.
- Tak. Co one oznaczają? -  Byłam ciekawa, bo jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak niesamowitego
- Jaskółki symbolizują miłość, pewny związek, nadzieję, jak i nierozłączność i długotrwałą relację... - Kiedy powiedział miłość, serce mi tak jakoś szybciej zabiło. Nie oderwał ode mnie wzroku, gdy to mówił i był taki pewny, a zarazem delikatny. Zarumieniłam się, a nie powinnam. Następny malunek, jaki rzucał się w oczy, to był jakiś owad.
- A ten? - Pokazałam na niego i czekałam na reakcje Harry'ego.
- To symbol zmiany, albo metamorfozy. Ma znaczenie duchowe lub życiowe. Zrobiłem go, gdy moje życie zaczęło nabierać sensu. - Powiedział, a ja chciałam się go zapytać o kolejną rzecz, która już nie była związana z malunkami.
- Dlaczego przez cały czas nie odrywasz ode mnie wzroku? Nie rozumiem, co może być ciekawego w takiej szesnastolatce, jak ja. - Kiedy usłyszał te słowa położył się z powrotem i odwrócił się do mnie plecami. Dobra, to nie było grzeczne z jego strony. Nie odwraca się plecami do ludzi, gdy się z nimi rozmawia. Ale skoro się odwrócił, to może był jakiś powód? Jeśli tak to jaki? Położyłam się na plecach i zaczęłam sobie nucić melodię**, którą usłyszałam, kiedy byłam jeszcze mała. Harry poruszył się tak niespokojnie. Nuciłam dalej, kiedy Harry również zaczął ją nucić. Skłamałabym, jeśli nie powiedziałabym, że ma piękny głos. Był on taki głęboki i miał chrypkę. Nucił ją ze mną przez cały czas. W końcu odwrócił się do mnie i przyjrzał mi się dokładnie.
- Znam ją... Często słyszę ją gdy śpię. - Tym dał mi do myślenia. Być może nucę mu tę melodię? W każdym razie nawet nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, więc pokiwałam tylko twierdząco głową. - Przepraszam za to przed chwilą, ja... Nie wiem co się dzieje. Przypominasz mi kogoś, ale kiedy chcę sobie przypomnieć kogo, to nie daję rady. - Myślałam nad tym co powiedział, i jeśli rzeczywiście nie może rozpoznać mnie ze snu, to jednak jeszcze wszystko nie jest stracone. Nadal nic nie mówiłam, bo nie czułam takiej potrzeby by cokolwiek mu odpowiedzieć. Dopiero teraz przyszła mi do głowy myśl, w jakim stanie musi się znajdować Anne i, że umiera, a mnie przy niej nie ma... To nie jest moja sprawa jeśli chodzi o jego mamę, ale jeśli dam jej nowe życie, to myślę, że dobro odpłaci mi się dobrem. Bez słowa wstałam, wzięłam ubrania i poszłam się przebrać do łazienki. Wyszłam z niej po chwili i, zaczęłam się kierować do drzwi pokoju. Zerknęłam jeszcze na Harry'ego, który był całkiem zdezorientowany tym, że wychodzę.
- Gdzie idziesz? Myślałem, że zostaniesz... Sama tak powiedziałaś. - Wstał z łóżka i podszedł do mnie. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nie powiem mu: "Harry, idę dać twojej mamie życie". Prawdopodobne jest to, że by mnie wyśmiał, albo uderzył, bo by pomyślał, że się naśmiewam z jego mamy... Więc nie zamierzam mu nic mówić.
- Przepraszam, ale muszę wyjść. Niedługo wrócę, nie martw się. - Po tych słowach opuściłam pokój i zaszłam na dół. Założyłam buty, sweter i wyszłam z domu. Instynkt kazał mi skręcić w prawo, więc tak zrobiłam. Znalazłam jakąś uliczkę, która jest poza wzrokiem ludzi. Poszłam tam i sprawdziłam, czy nikt za mną nie idzie. Nikogo nie było, więc skupiłam się na myśli. Zobaczyłam jakiś szpital,oddział, na którym leży Anne, piętro trzecie i salę numer sto dwa. Czyli już wszystko wiem. Bycie anielitką z takimi zdolnościami jest cudowne. Gdy chcesz gdzieś iść, to wystarczy chwila by wiedzieć, gdzie to jest i jak się tam dostać. Rozwinęłam moje skarby i wzniosłam się w powietrze uprzednio robiąc się niewidzialną. Takie latanie w dzień jest i dobre i troszkę straszne. Świadomość, że jakiś człowiek może cię zobaczyć, jest dziwna, a jeśli by jeszcze pomyśleć o Czarnych Skrzydłach... W ogóle nad wszystkimi upadłymi, którzy mogą wiedzieć, że taka szesnastoletnia Diana zeszła na ziemię i żyje sobie tak beztrosko, to każdy by pomyślał: "Hej! A może by ją tak zajść od tyłu i udusić, albo wbić sztylet w serce? Tak, to bardzo dobry pomysł, więc chodźmy". Sama taka myśl o śmierci zadanej przez Upadłego jest przerażająca i wywołuje gęsią skórkę. Gdyby się zastanowić nad słowem 'Upadły', to znaczy, że prawdopodobnie odwróciły się od boga, lub zgrzeszyły. Ale co ja mogę o nich wiedzieć. Leciałam już dobre dziesięć minut. Droga do tego szpitala jest strasznie długa, ale jeśli bym jej nie pomogła, to miałabym ją na sumieniu. Bo to takie przytłaczające, kiedy wiesz, że mogłaś pomóc, a nie zrobiłaś nic by kogoś uratować. Sama ta myśl sprawia, że przyspieszam i już po chwili jestem przed szpitalem. Wylądowałam przed wejściem, ale nie ukazałam się jeszcze. Przeszłam przez drzwi niepostrzeżenie i udałam się szukać tego piętra, na którym ona leży. W pewnym momencie wydawało mi się, że to odpowiednia sala, przez co weszłam tam. To co ujrzałam złapało mnie za serce. Chłopczyk, może sześcioletni walczył o życie, a obok niego biegało mnóstwo lekarzy. W pewnym momencie odwrócił w moją stronę swoją główkę, a mnie poleciały łzy. Patrzał się na mnie, a jego spojrzenie mówiło: "Pomóż mi, błagam!". Wyciągnął w moją stronę rękę tak, jakby chciał mnie dotknąć, sprawdzić, czy wtedy wszystko wróci do normy. Już miałam ruszyć w jego stronę, kiedy coś zaczęło wydawać monotonny pisk. Lekarze nie poddawali się i ciągle napierali na jego pierś, ale po chwili przestali. Przykryli go jakimś białym płótnem i odłączyli od urządzeń. Nie rozumiałam dlaczego... Wyszłam z tej sali, ale zaraz się zatrzymałam. Zobaczyłam jakąś kobietę i mężczyznę, którzy rozmawiali z lekarzem. Podeszłam troszeczkę bliżej i usłyszałam co lekarz powiedział.
- Przykro mi, ale Państwa syn nie przeżył. Proszę przyjąć wyrazy współczucia. - Po tym odszedł, a ta kobieta załamała się. Upadła na kolana i zaczęła płakać, dokładnie tak samo jak mężczyzna. Ci ludzie stracili syna. Przeze mnie...Gdybym się pospieszyła, to pewnie by żył. Również zaczęłam płakać, bo przypomniały mi się słowa, które niedawno przemknęły mi przez myśl. Wiedziałam, że mogłam mu pomóc, ale nie zrobiłam nic. Muszę się chociaż postarać, by Anne wyzdrowiała. Pozostawiłam tych ludzi i poszłam szukać dalej. Trafiłam przed salę sto dwa chwilę później. Upewniłam się, czy to dokładnie ta sala i weszłam do niej. Ukazałam się, a kobieta, która leżała na łóżku, przeraziła się. Podeszłam do karty pacjenta, która była przyczepiona do łóżka i przeczytałam informacje.

Nazwisko: Styles,
Imię: Anne,
Wiek: 44 lata,
Chora na: Alzheimer; Nowotwór złośliwy, naczyniakomięsak.

Więcej czytać nie musiałam. Spojrzałam się na kobietę i podeszłam do niej. 
- Anne nie bój się mnie, ja jestem dobra. Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję. - Kobieta wahała się i to było widać. Ale zadziwiało mnie to, że jeszcze nie krzyczała. Usiadłam na krzesełku obok niej i czekałam aż coś powie. 
- Czym ty jesteś? - Spojrzałam się za siebie i ujrzałam swoje skrzydła. Mogłam je złożyć czy zrobić cokolwiek, ale zapomniałam. No i samo to, że spytała się czym jestem, a nie kim. Nie wiem co mam myśleć...
- Anne, ja jestem aniołem. Przyszłam ci pomóc wyzdrowieć. Jak się czujesz? - Spytałam i nawet nie oczekiwałam, że dostanę odpowiedź, ale udało się.
- Wyzdrowieć? - Spytała jakby zamyślona tym wszystkim, ale podejrzewam, że rozumie o co mi chodzi.
- Tak wyzdrowieć. Słuchaj Anne... Masz kochającego syna Harry'ego i córkę Gemmę. On teraz strasznie cierpi od czasu, kiedy przyszedł do ciebie, a ty go nie poznałaś. Twoja córka również za tobą tęskni. Chcę ci pomóc, bo to jeszcze nie jest pora dla ciebie. - Powiedziałam jej o Harry'm i miałam cień nadziei, że zapamięta chociaż jego imię. To by dużo dało.
-  Dlaczego płaczesz? - Powiedziała, a ja zorientowałam się, że mam zaszklone oczy, a łzy lecą po policzkach.
- Bo przed chwilą na moich oczach zmarło dziecko, a ja nie zdążyłam mu pomóc. Nie chcę, żebyś ty też na moich oczach zmarła. - Powiedziałam i wyciągnęłam rękę w jej stronę, mając cel by ją uzdrowić. Kiedy miała mnie ostatecznie złapać, usłyszałam wrzask.
- Ona jest moja! - Odwróciłam się, ale to co ujrzałam zapowiadało walkę o życie Anne...

*Przeczytałaś? >>>> Skomentuj! :)*

*Tutaj jest napisane, że Anne nie pamięta swoich bliskich, ale może rozmawiać. W rzeczywistości chory na Alzheimera pamięta osoby najbliższe, swoje imię, lecz jego mózg jest tak sponiewierany, że zdolność mowy i innych życiowych potrzeb jest niemożliwa. Tak naprawdę chorego na Alzheimera nie można wyleczyć, ponieważ choroba jest nieuleczalna, ale tutaj troszkę pozmieniałam. 
**Piosenka, którą zaczęła nucić Diana jest One Day - Arash ft. Helena, tyle że dziewczyna nuci zamiast śpiewać. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemanko :) Dzisiaj jak obiecałam, dodaję rozdział 5 :) 

Kiedy go pisałam naszła mnie taka fajna koncepcja, że Anne jest chora. Wykorzystałam ten pomysł, ale nie wiem, czy ten rozdział nie jest drętwy... Dzisiaj jednak rozdział jest krótki, bo ma 3604 słowa. 


Przepraszam za błędy, jeśli jakieś są!

I PYTANIE! :)
Jak zareagowałyście na chorobę Anne? :)

Zapraszam do zgłaszania się do "Informowanych", bym mogła powiadamiać ewentualnie o rozdziałach. 

Proszę również o wyrażanie swoich opinii pod hashtagiem #UnearthlyPL

jak i o komentowanie rozdziałów :)

Żegnam się z wami i do zobaczenia w rozdziale 6 :** <3 <3 <3  

7 komentarzy:

  1. Harry w tym rozdziale był taki słodki. A końcówka woho. To napewno jest upadły anioł i będą musieli stoczyć walke o nią.
    @karinusia15

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział ;) czekam na kolejny bo jestem ciekawa co będzie sie dzialo dalej :D weny kochanie :* ~ @annakalbar

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział :* Jego długość jest idealna, taką najbardziej lubię, bo te poprzednie rozdziały były jak dla mnie za długie :)) Tyle tu smutku...aż mi się płakać chce z powodu śmierci tego chłopca. Szkoda, że Diana nie zdążyła go uratować :( Co do tej choroby Anne to bardzo fajny pomysł, jak dla mnie. No i jak mogłaś skończyć w takim momencie !? Czekam na next ! Weny ! Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, iż taka wielkość rozdziału Ci odpowiada, lecz, kiedy widzisz, że rozdział ma ponad 4000 słów, to przepraszam, ale pisanie mnie wciągnęło :) Przepraszam, że łzy Ci się cisnęły do oczu, ale o to mi chodziło. :) A jeśli chodzi o ten moment, w którym skończyłam, to przepraszam (po raz 3, ale co tam xd), ale dowiesz się wszystkiego w rozdziale 6, lub, jeśli chcesz możesz zadać mi pytanie związane z tym rozdziałem w stronie "Pytania" :)

      Również pozdrawiam i całuję :*

      Usuń
  4. Genialny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. masz talent kochana :)
    super ff

    OdpowiedzUsuń