sobota, 19 lipca 2014

Chapter 1

*Michael's POV*

To dziś. Dziś ma się urodzić dziewczynka z przepowiedni... Inne anioły zastanawiają się, czy będzie ona tak samo piękna, jak opisuje ją księga mądrości. Ja wiem, że będzie ona piękna. Wyszedłem właśnie z biblioteki i udałem się na główny plac, gdzie miał się zdarzyć cud. Ona nie będzie zwykłym aniołkiem. Ona będzie nieziemska, bo ponoć doprowadzi do czegoś nadzwyczajnego. Czegoś, co odmieni nasze poglądy na życie śmiertelników. Mianowicie ja wiem, co się stanie, lecz nie mogę powiedzieć tego innym aniołom, bo to było zakazane. Zdradzanie tajemnic przyszłości było czymś w po dobie do grzechu który spłacasz całe swoje anielskie życie.




Usłyszeliśmy grzmot i tym samym spojrzeliśmy się wszyscy w górę. Widok był niezwykły. Niebo było tak krystalicznie białe, że aniołowie musieli zakryć oczy. Zobaczyłem jak błyskawica pędzi w dół, prosto w sam środek Kamiennego Łoża. Kiedy trafiła w punkt docelowy, zaczęła świecić jaśniej. Trwało to niespełna kilka sekund, zanim wszystko wróciło do normy. Spojrzałem się na Łoże i uśmiechnąłem się sam do siebie. Podszedłem do niego i przyjrzałem się osóbce, która tam była. Była tak samo piękna jak opisywała ją księga. Brązowe oczy, blond włosy, które emanowały chwałą no i piękne białe skrzydła. Była ona malutka, dosłownie jak noworodek. Skrzydła miała takiej wielkości jaką mają każde małe aniołki. Wziąłem ją na ręce i zacząłem ją bawić. W pewnym momencie popatrzała mi głęboko w oczy, a ja ujrzałem całe swoje życie jako anioła... Zobaczyłem moment moich urodzin, pierwszych kroków, pierwszych słów, dosłownie całe życie, aż do tego dnia. To ona ma dar przekazywania przeszłości... Nie każdy anioł ma dar. Ona jest na pewno nieziemska. Uśmiechnąłem się do niej, a ona złapała w rączkę moją twarz i się zaśmiała. Była w pewnym sensie podobna do mnie i do mojego dwuletniego wychowanka... Ten sam uśmiech, sposób śmiania się, oczy... Co, jeśli nią również się zaopiekuję? W pewnym sensie dostanie to samo nazwisko co mój wychowanek czyli Farris... Ale jak damy jej na imię? Taka specjalna anielitka musi mieć specjalne imię... Zapytałem się o to tłum anielitów stojący przede mną i szepczący.
- Myślę, że Diana będzie odpowiednim imieniem dla tak słodkiej dziewczynki. Zaopiekuj się nią Michael'u... Wierzymy w ciebie i w jej dobro. - Powiedziała to jakaś anielitka, a reszta aniołów pokiwała znacząco głową. Diana... Rzeczywiście piękne imię dla pięknej dziewczynki... Postanowione! Będę się nią opiekował do szesnastego roku życia. Spojrzałem się jeszcze raz na jej śliczną twarzyczkę i uśmiechnąłem się szeroko. Może nie jestem jej ojcem, ale przynajmniej będę opiekunem. Będzie miała mnie i brata...

***

- Diana nie biegaj tak, bo za tobą nie nadążam... - Zaśmiałem się z wyczynów mojej trzyletniej wychowanki. Miała już śliczne blond włoski, potrafiła chodzić i mówić. Szybko się uczyła i poznawała świat.
- Dobrze wujku. Gdzie jest Gabriel? - Mała popatrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, które za każdym razem przypominają mi ciemną noc...
- Tutaj jestem Diana! - Odezwał się z drugiego pokoju jej brat. Są strasznie do siebie podobni z wyglądu.
- Idź do niego. Pobawcie się razem, bo wujek musi iść do biblioteki posprawdzać spisy... Niedługo wrócę! Tylko pamiętajcie, bądźcie grzeczni! - Powiedziałem po czym podniosłem małą na ręce i zaniosłem ją do Gabriela, który bawił się klockami o które poprosił rok temu. Posadziłem ją obok niego i pocałowałem w główkę na co się zaśmiała. To samo zrobiłem z Gabrielem i wyszedłem z mojego domu. Każdy anielita ma dom gdzie się chowa. W tym chowałem się właśnie ja i będą się w nim chować Gabriel i Diana.
Jakiś czas później skończyłem pracę na dziś, więc żeby być szybciej w domu, rozłożyłem swoje skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Byłem tam kilka sekund później. Wszedłem do domu i udałem się do pokoju moich wychowanków. Delikatnie otworzyłem drzwi, a widok który tam był, stworzył szeroki, pełen uczuć uśmiech na mojej twarzy. Gabriel leżał na łóżku, a obok, wtulona w niego Diana, która zaciskała swoje rączki wokół jego pasa...

***

- Wujku powiedz mi, jak jest na ziemi... Co się tam w ogóle robi? - Zapytała moja dziesięcioletnia Diana. Hm... Co ja mam jej odpowiedzieć? Może spróbuje tak, jak najlepiej będę umiał... Najwyżej skłamię.
- Wiesz... Na ziemi są troszkę inne zwyczaje niż u nas. Tam ludzie pracują, żeby mieć dobre życie. Dzielą się miłością, zrozumieniem i szczęściem. U nas miłość jest niepotrzebna, bo nikt się nią nie darzy... - Spojrzała mi w oczy a ja ujrzałem... Przyszłość. To było dziwne... Zazwyczaj anielici mają jeden dar. W każdym razie zobaczyłem tego chłopaka, ale on był najmniej ważny... Było tam czarne skrzydło. I to nikt inny tylko sam Nithael... I co gorsza on ją będzie darzył tym uczuciem... Ale ona ma wybrać tego Harry'ego. Nie może pokochać Nithaela... Nie mogę jej nic powiedzieć o nim ani o jego zadaniu... Nie będzie się umiała bronić...
- Wujku, wszystko w porządku? Wyglądasz jakby stało się coś ważnego... - Dotknęła mojego ramienia i poczułem ciepło które mnie uspokoiło... Ona chyba nie może mieć trzeciego daru... Nie powinna umieć kontrolować emocji... Najwyżej nie w tym wieku... To się objawia po dwudziestu latach... A może ona nie jest tylko anielitką? Co jeśli jest wyżej? Równie dobrze mogłaby mieć zdolność transformacji skrzydeł na każde inne... Jeśli to ma, to jest najprawdziwszym aniołem już w wieku dziesięciu lat... To niesamowite!
Panie, zesłałeś nam skarb! - po tym, niebo zaświeciło się lekkim światłem i wróciło do normalności...
- Nic się nie stało Diana... Wszystko jest dobrze. Wiesz że musisz zacząć brać lekcje? - Popatrzałem na nią zamyślony, bo siedemdziesiąt pięć procent moich myśli zajmuje teraz Nithael...
- Wiem! Kiedy zaczynamy? - Wydawała się tym strasznie podekscytowana.
- Najszybciej Diana. Jak najszybciej. Zaczniemy jutro, a teraz idź do brata, poróbcie coś razem, dobrze? - Poprosiłem ją, a ona przytaknęła głową i poszła do pokoju obok.
Na następny dzień zaciągnąłem ją do szkoły lotnictwa. Musiała się nauczyć latać, by móc w miarę sobie radzić. Weszliśmy na arenę. Podszedłem po ochraniacze i wróciłem do niej. Popatrzała się na mnie dziwnie...
-Wujku po co mi to? Przecież to mi nie pomoże.. - Przyjrzała się sprzętowi po czym wzięła go ode mnie i pokierowała się w miejsce skąd je wziąłem i odłożyła go. Byłem zdziwiony, bo strasznie mała ilość anielitów potrafiła nauczyć się latać bez ochraniaczy... Prędzej sobie zawsze coś łamały, a ta nieliczna garstka aniołów jest naprawdę utalentowana... W tym jestem ja, ale nigdy nie sądziłem, że Diana będzie tak uzdolniona.
Poszedłem na miejsce gdzie mógłbym oglądać wszystko tak jak widz, lecz bałem się, że sobie nie da rady, więc siedzenie zamieniło się w chodzenie od prawej do lewej. Byłem tak zdenerwowany, że nie zauważyłem jak rozpościera skrzydła gotowa do lotu. Przestraszyłem się, kiedy coś przeleciało mi przed oczami. Spojrzałem w tym kierunku i ujrzałem Dianę, która jak na pierwszy raz radziła sobie znakomicie... Jej skrzydła były ogromne, tak samo jak i moje. Kiedy przeleciała przez cały tor, kazałem jej zrobić różnego rodzaju triki. Coś, jak potrójne salto w powietrzu lub wiertarka*. Radziła sobie naprawdę świetnie... Jestem z niej dumny.
W następnych dniach chodziliśmy na różne inne nauki takie jak magia czy język anielski. Szło jej całkiem dobrze, jak na początkującą... Po niecałych dwóch miesiącach umiała zrobić wszystko to, co aniołowie uczą się przez całe życie...

***


-Diana słuchaj, to dla mnie też nie jest łatwe wypuścić Gabriela w świat, lecz taką mam pracę... - Starałem się uspokoić całą roztrzęsioną czternastolatkę... 
- Ty nic nie rozumiesz! On jest moim bratem! Jak go odeślesz zostanę sama! - Wykrzyczała to w płaczu, a mnie serce ścisnęło się niewyobrażalnie boleśnie... - Zostawcie mnie wszyscy, bo za siebie nie ręczę! - Znowu krzyki i zapłakane oczy... Już nie były takie piękne brązowe tylko były czarne i zasnute mgłą... Jej włosy przestały emanować chwałą w momencie, kiedy dowiedziała się, że odbieram jej brata... Ale jak ja mam jej powiedzieć, że brat nie zniknie na zawsze? 
- Dołączysz do niego za dwa lata... Miną szybko zobaczysz, uwierz mi, proszę cię... - Chciałem jej dotknąć, lecz poczułem prąd... Prąd, który podrażnił moją rękę porządną anielską siłą... Strasznie bolało, ale wiedziałem, że nie chciała tego zrobić. Popatrzała na mnie z przerażeniem w oczach i cofnęła się do drzwi...
- Michael ja nie chciałam! Przepraszam... Mnie tu nie powinno być... Wybacz mi. - Pokiwała przecząco głową jakby sobie coś odradzała i wybiegła z domu, gdzie rozłożyła skrzydła i chwilę po tym nie było jej na horyzoncie... Nie mogłem sobie tego wybaczyć, że powiedziałem jej o czymś tak ważnym, ale z drugiej strony nie miałem wyjścia... Musiała wiedzieć, bo co by było, gdyby przyszła do domu i zobaczyła, że nie ma w nim Gabriela? Zaczęłaby go szukać, co skończyłoby się tym, że najprawdopodobniej by się zgubiła... 
Użalałem się nad sobą jeszcze chwilę, lecz poczułem rękę na ramieniu. Podniosłem głowę, a przed sobą ujrzałem Gabriela, który miał pytającą minę. Chciałem się odezwać, ale mnie wyprzedził.
- Michael? Co się stało? Gdzie jest Diana? - Miał niespokojny wyraz twarzy i wiem, że przeczuwał coś złego... Popatrzałem na niego ze smutnym i zarazem zmartwionym wyrazem twarzy...
- Diana, ona... Uciekła Gabriel... Dowiedziała się... Musiałem jej powiedzieć... Niewiedza byłaby gorsza. - Złapałem się za głowę i patrzałem ślepo w podłogę aż usłyszałem trzaśnięcie drzwiami...

*Gabriel's POV*

Wyszedłem z domu i trzasnąłem drzwiami dla jasności, że jestem wściekły... Ja rozumiem, że musiał jej powiedzieć, ale ona tego nie przyjmie "Aha. Oczywiście. Niech idzie jak ma iść", tylko będzie płakała i nie wiadomo co jeszcze... Musiałem ją znaleźć bo jest dla mnie ważna... Na wiele sposobów, także tych zakazanych dla rodzeństwa... Żeby ją znaleźć, musiała mi telepatycznie powiedzieć gdzie jest... Zamknąłem oczy i oddałem się skupieniu.
"Diana, powiedz mi gdzie jesteś błagam cię..." 
Myślałem, że nie zadziała, ale usłyszałem ją...
"Gabriel nie szukaj mnie... Proszę cię..."
No ja się chyba przesłyszałem! To ja mam szesnaście lat i to ona jest dla mnie ważna...
"Nie wygłupiaj się, tylko mów gdzie jesteś, bo będę cię szukać na własną rękę, a wiedz, że cię znajdę!"
Musiałem jej jakoś przemówić do rozsądku, bo nie mogłem tego po prostu olać...
"Tam gdzie zawsze... A niby gdzie miałam pójść jak nie w nasze miejsce? Jesteś sam?" 
Czyli jest pod Płaczącą Wierzbą... Mogłem się spodziewać...
"Jestem sam. Za chwilę będę, nigdzie nie uciekaj..." 
Powiedziałem to po czym nasze połączenie urwało się, a mnie chwycił ból głowy... Tak zawsze było, kiedy rozmawiałeś telepatycznie... Wzbiłem się w powietrze, a chwilę później byłem na miejscu... Odszukaliśmy się wzrokiem i puściliśmy się do siebie biegiem... Zatopiliśmy się w mocnym uścisku. Schowała głowę w moją pierś, a ja delikatnie całowałem jej głowę... Wiedziałem, że ją tym uspokoję, ale czułem, jak jej mięśnie spinają się od moich pocałunków. Pewnie nie wiedziała, dlaczego tak robię, więc się trochę spina. Trwaliśmy w uścisku dobre parę minut, kiedy odchyliła głowę i spojrzała się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Więc masz odejść tak? - To nawet nie zabrzmiało jak pytanie, lecz jak stwierdzenie... Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. W końcu to moja siostra, a ja nie chcę jej opuszczać lecz wiem, że muszę...
- Diana ja tego nie chcę, ale nie mam wyboru... Muszę odejść... Nie na zawsze, ale na określony czas.. - Spojrzałem na nią i widziałem smutek wymalowany na jej twarzy i w oczach...
- Ja rozumiem... Tylko to jest dla mnie zbyt trudne... Będzie mi ciebie brakować... - Schowała twarz w jedną z dłoni, a drugą bezwładnie opuściła wzdłuż tułowia. Serce mi się kraje, gdy widzę ją w tym stanie... Kiedy miałem pięć lat przyrzekłem sobie, że ochronię ją od wszelkiego smutku, a teraz tak jakby nie potrafię... Podobała mi się od zawsze... Ten piękny uśmiech i te śliczne oczy... Złapałem za jej rękę tym samym odciągając ją do reszty ciała, po czym złapałem ją w biodrach przyciągając do siebie i złączyłem delikatnie nasze usta w pocałunku... Był piękny tak samo jak ona. Czułem, że ona jest zdezorientowana całym zajściem, więc odsunąłem się od niej... Jej twarz nie wyrażała żadnego uczucia, tylko patrzyła w przestrzeń... W końcu spojrzała na mnie...
- Słuchaj może i uważasz, że tutaj nikt nie darzy się miłością, ale to kłamstwo. Ja cię darzę miłością i nie tylko jak brat siostrę... Pamiętasz, jak miałaś trzy latka, a ja pięć i spałaś wtulona we mnie? Wtedy dotarło do mnie, że ja uważam inaczej niż wszystkie anioły... Albo to jak miałaś dziesięć... To na pewno pamiętasz jak byłaś razem ze mną w pokoju i oglądaliśmy bajkę i wtedy złączyłem nasze dłonie, a ty się do mnie tak pięknie uśmiechnęłaś... Wtedy sobie uświadomiłem, że cię kocham! - Musiałem jej to powiedzieć... Nie mogłem tego tłumić w sobie...
- Jak to... Kochasz? Przecież to niemożliwe... Nie możesz, jesteśmy rodzeństwem... - Po jej policzku spłynęła jedna samotna łza, ale ona nie wykrzyczała tego wszystkiego tylko powiedziała spokojnie... Musiałem jej to powiedzieć...
- Wszystko jest możliwe i ja wiem, że nie darzysz mnie tym uczuciem, lecz wiedz, że choć ja cię kocham, to zgadzam się na taką udrękę... - Popatrzała się na mnie wielkimi oczami, a ja, jako, że nie miałem już nic więcej do powiedzenia spuściłem głowę... Jednego się nie spodziewałem. Mianowicie Diana zbliżyła się do mnie i dotykając mojego policzka złożyła na moich ustach lekki pocałunek... Oczywiście go oddałem, chcąc ją poczuć ostatni raz, bo przecież dwa lata to kawał czasu... Odsunęła się ode mnie i obojgu nam zrobiło się w tej chwili niezręcznie...
- Ja... Ja przepraszam nie powinnam była... - Spuściła wzrok kiedy ja go podniosłem, by na nią spojrzeć... Widocznie była zmieszana całą sytuacją, bo patrzała wszędzie, ale tak, żeby nie spotkać mojego wzroku... Czułem się źle, że jej to powiedziałem, ale czasu nie cofnę... Chciałem żeby na mnie popatrzała, bo niedługo mnie odeślą, a chciałbym się jednak pożegnać... Złapałem jej podbródek w rękę i podniosłem tak, by mogła mi spojrzeć w oczy...
- Diana, spójrz mi w oczy, proszę cię... - O dziwo mnie posłuchała. I znów mogłem zobaczyć te śliczne brązowe oczy... - Słuchaj, nie chcę cię opuszczać, ale zobacz pozytywy... Spotkamy się za dwa lata i jeszcze w dodatku będziemy mieszkać obok siebie... Będzie dobrze, zobaczysz. A teraz przytul się do brata... - Rozłożyłem ramiona, a ona wtuliła się we mnie, jak w pluszowego misia. Również ją objąłem, lecz nie na długo, bo usłyszałem w mojej głowie wołanie Michael'a, że mam już wracać. Odsunąłem się od niej i spojrzałem na nią znacząco... Zorientowała się od razu, że na mnie już czas...
- Oh... Chodźmy już... - Wiem, że była smutna, ale jakoś to zniesie. Musi to znieść...

*Michael's POV*

Usłyszałem jak drzwi frontowe otwierają się, a w progu zobaczyłem Dianę i Gabriela, który trzymał ich ręce złączone... Dobrze zostawię to bez komentarza.
- Jesteś gotowy? - Zapytałem się Gabriela, który lekko przytaknął głową. Po paru minutach byliśmy w miejscu, gdzie ma się odbyć cała odprawa Gabriela. Wyglądał na przybitego, a gdy jeszcze spojrzałem na Dianę, ujrzałem, jak kipiała złością i smutkiem... Było mi ciężko tak samo jak jej. Ale nic nie poradzę... Poprosiłem Gabriela, by do mnie podszedł, ale Diana się stawiała i mocno trzymała go za rękę. Usłyszałem ich rozmowę...
- "Słuchaj, ja muszę iść, ale pamiętaj, co ci mówiłem i trzymaj się siostrzyczko, dobrze? Przynajmniej dla mnie". - Przy tym dotknął jej policzka, a ona uśmiechnęła się do niego przez łzy, po czym pocałowała go na pożegnanie w policzek i odsunęła się, dając mu wolną przestrzeń, ale nigdzie nie odeszła... Stała tam i patrzała jak podchodzi do mnie po zasady... Wiem, że się jej nie spodobają, ale zmienić ich nie mogę...
- Gabrielu... Oto masz szesnaście lat i zostajesz zesłany na ziemię w celu poznania życia śmiertelnych. Zapomnisz o każdym uczuciu do osoby stąd...
- CO?! - Przerwała mi głośnym wrzaskiem Diana, którą w tym momencie dzieliło chyba mało od wybuchnięcia... Odwróciliśmy się do niej, ale to co zobaczyliśmy było dziwne i trochę straszne... Jej włosy stały się nastroszone, jej oczy przybrały ciemny kolor, a skrzydła powiększyły się jeszcze bardziej . Od niej wybijały błyskawice we wszystkie strony... Takie zdolności mają tylko najwięksi anielici i to już w dość podeszłym wieku... - Chcesz mu wymazać pamieć?! Oszalałeś?! - Była wściekła i to było zrozumiałe...
- Spokojnie, nie denerwuj się... Gabriel będzie cię pamiętać... W końcu masz do niego dołączyć tak? - Starałem się mówić jak najbardziej spokojnie, by jej nie nakręcać... Chyba się uspokoiła, bo przestała ciężko oddychać.
- Rób co musisz... Ale pamiętaj Michael, jeśli on nie będzie pamiętać ani jednego słowa, które mi powiedział, to odwrócę się od ciebie na zawsze... - To ewidentnie była prawda, bo czułem, jak jej oczy przenikają na wylot moje... Później popatrzała się na Gabriela, który spojrzał na nią z mokrymi oczami...- Żegnaj Gabriel... - Powiedziała po czym najnormalniej w świecie się popłakała...
- Do zobaczenia Diana... Będę czekał... - Powiedział, po czym odwrócił się do mnie, bym mógł dokończyć to, co zacząłem. Stała tam do momentu, kiedy ostatecznie jej brat zszedł na ziemię... Po całym zamieszaniu rozłożyła skrzydła i tak jak szybko to się stało, nie było jej już widać...

***

*Diana's POV*

Musiałam wtedy uciec...Nie mogłam tam zostać. W pewnym sensie on nie był niczego winien... Taka była jego praca, a ja zachowałam się potwornie i jeszcze w dodatku byłam skłonna zrobić wszystkim zgromadzonym krzywdę... Dlatego uciekłam, bo nie mogłam znieść faktu, że być może stracili do mnie zaufanie. Michael zapewne zacząłby mnie pocieszać i robić mi nadzieję, ale ja dobrze wiedziałam, że to nic by nie dało. Dlatego wróciłam szybko do domu, spakowałam swoje rzeczy i się wyniosłam. Wyleciałam z ganku i zatrzymałam się nad moją i Gabriela Wierzbą. Odkryłam zdolność niewidzialności tydzień temu, ale nic nikomu nie mówiłam, bo by mnie nie wypuścili... Myślę, że teraz będę mogła wrócić do domu Michael'a po dwóch latach... Moje skrzydła są większe, niż u przeciętnego anioła, więc nawet mi z tym lepiej... Moje moce wykształciły się i są teraz silniejsze... Moja chwała nie świeciła od chwili, kiedy Gabriel mnie pocałował... No właśnie. Nie wiem co, ale coś we mnie drgnęło, kiedy to zrobił... W każdym razie jestem gotowa, by zstąpić na ziemię, bo skończyłam to szesnaście lat miesiąc temu... W każdym razie zamierzam się zbierać. Wzięłam swoją walizkę i rozkładając moje skrzydła wzbiłam się w powietrze, a korzystając z mojego daru stałam się niewidzialna... Przeleciałam szybko do domu Michael'a i znów mogli mnie widzieć. Zapukałam delikatnie w drzwi i czekałam aż ktoś łaskawie mi je otworzy... Czekałam jakieś pięć minut i gdy w końcu pomyślałam, że nikt mi nie otworzy, drzwi rozsunęły się i zobaczyłam w nich Michael'a, który wyglądał jakby zobaczył ducha... Popatrzałam się na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy... Miał popuchnięte oczy, wyszczuplał i wyglądał inaczej niż dwa lata temu oprócz wieku oczywiście... Zrobiło mi się go żal i nawet nie umiałam tego ukryć...
- Boże Michael co ci się stało? Dlaczego tak wyglądasz? - Zapytałam przejęta i przeszłam przez lekko uchylone drzwi jak gdyby nigdy nic. No tak... To mój kolejny dar. Ale mniejsza z nim, bardziej się teraz martwię o Michael'a. Spojrzał na mnie rozczarowany i usiadł na krześle...
- Gdzie byłaś? - To jedyne co od niego usłyszałam... Wiedziałam, że był zawiedziony tym, że zniknęłam, ale nawet nie wiem, jak mam go za to przeprosić...
- Przy Wierzbie, ale to nie ważne... To przeze mnie tak wyglądasz? - Zapytałam, a on tylko przytaknął lekko głową... Nie mogłam na to patrzeć. Myśl, że doprowadziłam go do tego stanu przez moją głupotę sprawia, że mi niezręcznie... Podeszłam do niego i chciałam sprawdzić swój kolejny dar leczniczy... Ale kiedy tylko chciałam go dotknąć, przestraszył się i się wzdrygnął... Czyli się mnie boi z tamtego dnia, kiedy poraziłam go prądem... Musiałam mu pomóc bo sumienie mnie zżerało od środka...
- Michael spokojnie ja chcę pomóc... Podaj mi rękę... - Wyciągnęłam spokojnie dłoń w jego kierunku. Zawahał się, ale ostatecznie mi ją podał, a wtedy moje włosy zaczęły emanować chwałą anielską, która miała właściwości lecznicze. Patrzałam na jego spuchnięte i podkrążone oczy oraz spierzchnięte usta, które nabierały kolorytu... Po chwili zaprzestałam swoją zabawę w lekarza i popatrzałam na niego... Był zdziwiony i trochę przestraszony... Pewnie się zastanawia skąd to wszystko umiem...
- Jeśli chodzi o ten leczniczy dar, to jest akurat normalny... Mam inne bardziej ciekawe. Na przykład niewidzialność, transformacja, kontrola emocji, pokazywanie przeszłości i przyszłości... Tylko najgorsze jest to, że wciąż nie mogę sama zobaczyć tej przyszłości... Jakby była jakaś blokada, która z wiekiem się otworzy. No i moje skrzydła są większe. Nawet od twoich. Moce mam bardzo silne, a latanie opanowałam rok temu... - Popatrzał na mnie zdziwiony i najwyraźniej zaciekawiony wszystkim...
- To strasznie dużo jak na szesnastoletnią anielitkę... - Patrzał mi głęboko w oczy, a ja wiem, że zobaczył albo przyszłość albo przeszłość... To mnie właśnie ciekawiło...
- Nie taką zwykłą anielitkę, ale to nieważne - Wymamrotałam i popatrzałam się na niego. - Michael, co widziałeś? - Ocknął się po chwili i spojrzał na mnie mrużąc oczy...
- Diana przepraszam cię, że to ukrywałem, ale nie umiałem ci powiedzieć... - Tutaj się na chwilę zatrzymał, a ja miałam dziwne uczucie, że to będzie dość ważne... - Chciałem ci powiedzieć, że na świecie nie jesteśmy sami... - Zmieszał się i miał mówić dalej, ale mu przerwałam.
- Chodzi ci o ludzi? - Złączyłam brwi w skupieniu, kiedy on zaprzeczył.
- Nie tylko... Istnieją jeszcze Czarne Skrzydła... - Spuścił głowę i patrzał się chwilę w podłogę po czym ponownie jego wzrok został skierowany na mnie... - Czarne skrzydła to anioły, ale upadłe, które dla nas są zagrożeniem... - Musiałam się wtrącić...
- Ale w jakim sensie zagrożeniem? I one są dość ważne, skoro mi o nich mówisz? - Chciałam wiedzieć, bo nagle zebrało się tyle pytań i ani jednej odpowiedzi...
- W tym sensie, że ich zadaniem jest się nas pozbyć, zabić nas... One są niebezpieczne Diana i musisz uważać, kiedy będziesz na ziemi... Jesteś jedyna o której jeszcze nie mają pojęcia i nie dowiedzą się jeśli będziesz uważała... Na ziemi twoje skrzydła znikną, ale będą się pojawiać gdy będziesz chciała... Twoje moce również będziesz musiała ukrywać i pokazywać je dopiero wtedy, kiedy będziesz zagrożona życiem i tylko tam gdzie nikt cię nie zobaczy... Jeśli to się stanie w mieście masz niewidzialność... Nie wiem czy działa też na twoją magię, ale miejmy nadzieję, że tak. I pamiętaj Diana, cokolwiek się stanie lub ktokolwiek ci zrobi krzywdę musisz uważać... Jesteś najsilniejsza wśród młodych aniołów i niektórych starszych. Kiedy zejdziesz na ziemię stracisz częściową pamięć przez teleport... Będziesz pamiętała o mnie i bracie, ale tylko do nas będziesz podchodzić normalnie, bo miałaś z nami najlepszy kontakt. Wobec innych będziesz nieświadoma i będziesz się pytać o różne dziwne rzeczy, które nie mają sensu... Zapomnisz na przykład co to telewizja, muzyka... Będziesz jak takie małe dziecko które dopiero poznaje świat... Ale twoje skrzydła i moce będziesz mieć i będziesz ich świadoma tak jak tego, że nie możesz się ujawnić, chyba, że w sytuacji krytycznej lub w nocy kiedy jest ciemno... Ale w nocy jest wzmożona aktywność Czarnych Skrzydeł więc również będziesz musiała uważać lub mieć parę lub też użyć transformacji... - Skończył swój monolog, a ja miałam wielkie oczy od zdziwienia... Zaskoczył mnie i to nie mało...
- Czyli po pierwsze Czarne Skrzydła są złe, po drugie mam uważać, po trzecie się nie wyjawiać, po czwarte będę jak dzieciak, po piąte mam używać darów tylko w konieczności... To dość skomplikowane, nie uważasz? - Popatrzałam na niego z jedną uniesioną brwią, a on ciężko westchnął...
- To wydaje się skomplikowane, ale będzie łatwo zobaczysz... Przynajmniej jak nie będziesz zagrożona... W każdym razie będziesz żyła jak normalny śmierte...
- Człowiek Michael, człowiek... To są ludzie...  - Wtrąciłam mu się w słowo i zaraz mi się przypomniały jego słowa sprzed sześciu lat. - A po drugie czemu mnie okłamałeś? - Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale ja nie zamierzam mu tego odpuścić...
- Co? Niby kiedy cię okłamałem? - Był zdziwiony tym wszystkim, ale ja nie dałam ustąpić, choć wciąż mówiłam spokojnie, a on panikował...
- Sześć lat temu, kiedy cię zapytałam o świat ludzi... Powiedziałeś, że oni się kochają, a my tego nie potrzebujemy, bo nikt się tu tym nie darzy... Ale kłamałeś mi w oczy. Dlaczego? - Musiałam wiedzieć, bo to było ważne i wiązało się poniekąd z Gabrielem...
- Nie chciałem cię okłamać... Nie miałem w ogóle takiego zamiaru... Tyle, że nie chciałem, byś zakochała się w jakimkolwiek anielicie, więc karmiłem cię bezsensownymi bzdurami... Ale teraz kiedy zejdziesz na ziemię będziesz mogła kochać, tylko będziesz się musiała nauczyć, co to miłość i jak w niej postępować... - Szczerze? Mega zdziwienie, bo przecież nigdy mi o czymś takim nie mówił, a przecież mógł mnie nie faszerować tymi kłamstwami... No ale mniejsza...
- Dobrze... Kiedy będę mogła się teleportować? - Popatrzał na mnie kolejny raz ze zdziwieniem, a ja przewróciłam oczami...
- Chcesz już iść? Jesteś gotowa? - Zapytał z jego wrodzoną troską... Przytaknęłam i wzięłam go za rękę...
- Mnie też będzie trudno to wszystko zostawić, zostawić ciebie... Ale mój czas tutaj się skończył i już od miesiąca powinnam być tam na dole... - Powiedziałam po czym wstałam puszczając jego rękę...
- Słuchaj kiedy będziesz już będziesz na dole będę miał na ciebie oko i będę ci pomagał... Dostaniesz własny dom. Będzie on umeblowany, a w szafkach wszystko co będziesz potrzebować... Ubrania będziesz sobie musiała kupić sama, dlatego wyposażę cię w anielską kartę kredytową na której będzie zawsze wystarczająca ilość pieniędzy o którą poprosisz... I pamiętaj najważniejsze jest to, żebyś spróbowała żyć normalnie i się nie ujawniała... W nocy na siebie uważaj i nie daj się zauważyć... - Popatrzał na mnie, a ja zauważyłam jego zaszklone oczy... Zrobiło mi się przykro, że znowu go opuszczam... Staliśmy tak niezręcznie i czekaliśmy na coś, choć sama nie jestem pewna na co... W końcu przerwał tą chwilę i przytulił mnie mocno, a ja go nie powstrzymałam... Poczułam jak jego pierś drży od płaczu, więc wtuliłam się do niego.
- Diana zawsze byłaś dla mnie jak córka, a kiedy znikłaś przestraszyłem się i szukałem cię dosłownie wszędzie... A kiedy się znalazłaś, mówisz mi, że chcesz odejść... Ale nie mogę cię powstrzymywać... Skoro tego chcesz to tak będzie... - Odsunął się ode mnie i otworzył drzwi abyśmy mogli wyjść...
Chwilę później byliśmy już przygotowani do odprawy. Zgromadzeni szeptali i dziwili się, że w ogóle wróciłam... Najchętniej bym im coś powiedziała, ale po pierwsze, to by było nie na miejscu, a po drugie nie była na to odpowiednia pora. Chciałam mieć to już z głowy.
- Jesteś gotowa Diano? - Usłyszałam smutny głos Michael'a, ale starałam zachować powagę...
- Jestem Michael'u. - Powiedziałam pewnie, a przynajmniej starałam się tak brzmieć...
- Dobrze w takim razie... Żegnaj Diano... - Wiem, że było mu ciężko, ale mnie również...
Po chwili byłam na miejscu niczego nie świadoma...

*Przeczytałaś >>>> Skomentuj! :)*

Wiertarka* - Jesteś w pionie i przy tym kręcisz się szybko jak śruba wiertarki. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć kochane!!! Oto pierwszy rozdział! 
Mam nadzieję, że jesteście zadowolone i będziecie chciały go czytać ;) 
Jeśli wystąpiły tam jakieś błędy, to bardzo za nie przepraszam!!! 
Proszę o komentowanie rozdziałów ze względu na ich pisanie.
Ode mnie to wszystko. 

Chciałam serdecznie podziękować mojej kochanej przyjaciółce, która zrobiła szablon na bloga. "Kocham cię bardzo mocno! <3 "

Do zobaczenia kochane przy następnym! :* :* :* 

4 komentarze:

  1. OMG .. jedno wielkie WOW nawet nie wiem od czego zacząć haha...
    możesz mi zabrać moje banany za to, ale nie spodziewałam się, że to opowiadanie będzie aż takie zajebiste O.O <3 <3 Już je kocham
    Ps. Czekam na jakieś wątki o Michael'u *.*
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH KOCHAM CIĘ LANA :* <3 <3 <3 NIE NO TO O MICHAEL'U TO NA PRIV :* :* :* :* HAHA A WENA SIĘ PRZYDA :)

      Usuń
  2. Wszystko bardzo ciekawie się zaczyna :) Podoba mi się twój styl pisania, jednak w rozdziale pojawiło się sporo powtórzeń, więc postaraj się ich unikać. A i nie "patrzał" tylko "patrzył" :)) Masz ogromny talent, zazdroszczę :* Czekam na twoje komentarze na moim blogu :D Pozdrawiam i życzę ogromu weny !

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz za ten komentarz, ale no...
    Diana wydaje się wyidealizowana - ta piękność oraz te niesamowite talenty!
    Akcja dzieje się zbyt szybko - ledwo poznaliśmy Gabriela, a napaleniec już zaczyna całować Dianę.
    Brakuje kilku przecinków, są powtórzenia(już nie wspominając o akapitach, błędach językowych i wyjustowaniu).

    OdpowiedzUsuń