sobota, 31 stycznia 2015

Chapter 21

*Harry's POV*


Leżałem z Dianą już od dłuższego czasu na łóżku. Myśli o tej całej walce znów mnie przytłoczyły.
Czemu akurat ona? Nie ma nikogo innego, kto chciałby iść za nią walczyć? Przecież to ona zawsze utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach. Jeśli ją stracę, tak jak wcześniej to się zabiję. Nie może odejść w taki sposób. Nie wiem, jak to działa w niebie, ale chcę by wzięła ze mną ślub, urodziła mi dzieci, a na starość została ze mną do ostatnich dni. Nic mnie nie obchodzą jakieś ich głupie zasady. Ona kocha mnie, a ja ją i prędko się to nie zmieni.
Położyłem swoją głowę na jej piersi, a ona zaczęła głaskać mnie po głowie. Dosłownie jakby wiedziała, że potrzebuję jej dotyku. Tego ukojenia. Ona jest moim narkotykiem, bez którego nie mogę żyć i lekiem na wszystkie złe myśli i uczucia, a oni chcą mi ją odebrać. Nie. Ja na to nie pozwolę. Ona nigdzie nie wyjdzie z domu.



Ja muszę wiedzieć, że będzie bezpieczna w moich ramionach, a nie na jakiejś łące, na której ma się odbyć rzeź. Przytuliłem się do niej najmocniej, jak tylko mogłem, a ona wtuliła się we mnie. Mam nadzieję, że Camille wyszukała w tym Rzymie coś porządnego. Jeśli nie, to powyrywam sobie wszystkie włosy z głowy. Dlaczego to zawsze mnie się coś przydarza? Zawsze! Od urodzenia byłem, kuźwa pechowcem! Nic nigdy mi nie wychodziło... Jak nie pieprzyło się coś w moim życiu, to działo się tak u jakiejś innej bliskiej osoby! Dlaczego nie potrafię, żyć normalnie? No tak... Przecież twoje normalne życie skończyło się z momentem, kiedy poznałeś Dianę. Ale i tak pomimo wszystkiego nie żałuję, że ją poznałem. Wniosła zbyt wiele radości do mojego życia. Kocham ją do granic możliwości, a życie bez niej byłoby katorgą. Co ta dziewczyna ze mną zrobiła? Kiedyś nawet nie myślałem o tym, że spotkam tak szybko tę jedyną dziewczynę. Przerażał mnie fakt, że wywarła na mnie takie duże wrażenie, ale nie mogłem sobie pozwolić, od odstępowania jej na krok. Czułem to niesamowite uczucie przyciągania za każdym razem, kiedy miałem przyjemność być przy jej boku. Nadal czuję to wszystko i nagle tak z znikąd, ktoś, a może raczej coś postanowiło mi ją odebrać. Wszelkie uczucia do niej. Wszelkie pragnienia, wspomnienia i piękne momenty z życia. Nie przetrwam bez niej. Ona musi wrócić. Musi.
- O czym myślisz? - Wyrwał mnie z zamyślenia jej zmysłowy głos. Była taka beztroska, kiedy ja zamartwiam się o naszą przyszłość! A może powinienem brać z niej przykład? Może ma plan?
- O wszystkim skarbie. Głównie o nas. - Odpowiedziałem jej zmęczony tym wszystkim, a ona złożyła pocałunek na moich włosach i oplotła mnie nogami. Ona jest niesamowita. Teraz wiem, że się powstrzymywała.
- Nie zadręczaj się. Przyrzekłam ci, że nie mam zamiaru cię tu zostawiać samego. Wrócę do ciebie. Obiecaj mi, że nie spełnisz żadnej ze swoich myśli, gdyby mi się coś stało. Harry nie chcę się rozstawiać z tobą w świadomości, że masz plan samobójczy. To mnie rani. Nawet nie wiesz, jak bardzo i jak głęboko. Zależy mi na twoim szczęściu i obiecuję ci, że wrócę. Może poturbowana, ale wrócę. Zrobię wszystko, byśmy mieli spokój. - Skończyła mówić, a ja poczułem, że po moim policzku leci jedna, mała, przeźroczysta łza. Skąd ona się tam wzięła? Poczułem jej rękę na moim policzku, która wytarła tę łzę, a ja aktualnie czułem się jak czteroletni, bezbronny chłopiec, który tuli się do mamy z płaczem, przez jakąś błahostkę. Ale to nie była błahostka. To były realia. Smutne, ale prawdzie realia, które z każdą sekundą mnie przytłaczały.
- Ja się jedynie boję, że ty do mnie nie wrócisz. Że będę cię oczekiwać, ale cię więcej nie zastanę... A fakt, że ten dzień zbliża się wielkimi krokami, wcale nie ułatwia mi w zaznaniu spokoju. Po prostu za bardzo cię kocham, by cię stracić. Nie mam oprócz ciebie nikogo, kto by mnie w ten sposób kochał i ze wzajemnością. Nie mogę się za nic z tym pogodzić. - Poczułem, jak moja dziewczyna podnosi się z pozycji leżącej do siedzącej. Pociągnęła mnie za sobą i wtuliła mnie w siebie. Chciało mi się dosłownie ryczeć. Wyobraźcie sobie taką sytuację: Z dnia na dzień spotykasz tę jedyną osobę, zakochujesz się w niej, a ona w tobie, żyjecie dla siebie, nie potraficie bez siebie wytrzymać. Martwicie się o siebie... A tu nagle się dowiadujesz, że za parę dni twoja miłość ma cię zostawić. Nie mówię, że na zawsze, ale w moim przypadku tak jest. Tak się właśnie czuję. Jakby Diana miała mnie zostawić i nigdy nie wrócić. To jest strasznie popieprzone.
- Harry, popatrz na mnie. - Zrobiłem to o co prosi. - Ja mam pojęcie, że jest to dla ciebie teraz dość trudny okres i wiem też, że wszystko stało się z minuty na minutę, ale proszę cię! Nie martw się już. To mi łamie serce. Dla mnie to też jest trudne, ale poradzę sobie. Rozumiesz? Dam sobie radę. Musisz mi po prostu zaufać. - Skończyła, a ja zacząłem się zastanawiać nad dosłownie wszystkim. Może rzeczywiście w tym zakresie powinienem jej zaufać. Może ma ten plan i wyjdzie z tego cało. Ale dręczy mnie jeszcze jedna rzecz.
- A co z Nithael'em? - Zapytałem i spotkałem jej na maksa zdziwione spojrzenie. Wiem, że z tej rozmowy nic dobrego nie wyniknie, ale po prostu muszę wiedzieć.
- Em... Dlaczego o niego pytasz? - Odpowiedziała pytaniem.
- Bo traktowałaś go prawdopodobnie od początku, jak najgorsze gówno... Dlaczego ja? Dlaczego nie on? - Była przerażona. Widziałem to w jej oczach i chciałem temu zapobiec, ale nie umiałem.
- Harry... Przecież to jasne, że wybrałabym ciebie! Kocham cię! Już wtedy, kiedy uderzył mnie mój brat wydałeś mi się... Taki opiekuńczy, kochany. Nie zamieniłabym cię nigdy na nikogo innego. Nie chciałam być z Nithael'em. Nawet nie mogłam, bo on jest Upadłym. Jego ojciec by mnie zabił gdyby się o nas dowiedział, więc nie chciałam nigdy ryzykować, ale na szczęście przy moim boku byłeś ty i to dzięki tobie znalazłam wyjście z ciemności. Jesteś dla mnie ważny i nie zapominaj nigdy o tym. - Skończyła swój monolog, a ja głośno westchnąłem. I co mam zrobić teraz?
- Dobrze, zostawmy ten temat... Chodź tu do mnie. - Powiedziałem, a ona wtuliła się we mnie, jak w pluszaka. I jak ja mam się pogodzić z rozstaniem?


***

*Diana's POV*


Camille przyleciała dokładnie trzy dni temu. Znalazła trzy najważniejsze zaklęcia, które można użyć. W Rzymie nie była sama. Był tam również taki starzec, który w jej oczach nie był człowiekiem. Lub nim był, ale wiedział o nas dosłownie wszystko. Ważne, że jej pomógł. Powiedział, że muszę mieć strategię na pokonanie ich króla. Mianowicie dało mi to do myślenia. Zaklęcie pierwsze działa tak, że siła i moc anielitów rosną z zadowalającą prędkością, więc będziemy mieć przewagę. Drugie zaklęcie jest w przypadku kryzysowej sytuacji. Nie wiem, co oznacza, ale jeśli będzie mi groziło niebezpieczeństwo ze strony ojca Nithael'a, to mam go użyć. Trzecie zaklęcie polega na odebraniu mocy ich królowi. Trzeba się z nim połączyć umysłem i toczyć walkę. Jeśli przyćmi mnie jego ciemność zginę. Jeśli moja jasność oświeci jego, ja przeżyję, a jemu nie zostanie nic oprócz wiecznej pracy syzyfowej. To zaklęcie może zabić nawet jego, ale zastanowię się nad tym wyborem.
W momencie, kiedy spotkałam się z Camille, podała mi ona księgę. Są w niej wypisane wszystkie słabości anielitów i Czarnych Skrzydeł. Muszę się już dziś pożegnać z Harry'm i resztą, która nadal nic nie wie. Nie mówiłam im ze względu na fakt, że będą szukać wyjścia na chama. Ucieczka od problemu w ich oczach byłaby najlepsza, a ja nie mogę się chować. 
Siedziałam właśnie na sofie z tą księgą na kolanach i przyswajałam nowe informacje. Każdy anielita i Upadły ma jakąś słabość. U anielitów są to skrzydła, a u Upadłego jest słabość umysłu i zachwianie uczuć. Musimy jedynie doprowadzić ich do punktu, w którym będą dość słabi, by zadać cios. Właśnie kończyłam tę wielką księgę. Ten starzec powiedział jeszcze, że skoro jestem tak potężna, to mogę być czymś jeszcze. Wymienił kilka opcji, ale to rola Strażniczki przykuła moją uwagę. Zaczęłam się nad tym zastanawiać i szukać jakichś informacji, ale nic nie znalazłam. Może muszę to odkryć z czasem? A może jest ktoś, kto mi wyjawi tę tajemnicę?
Do pokoju wkroczył Harry, jego rodzina i chłopacy, Gabriel i Cami. Moja przyjaciółka usiadła po mojej lewej, a brat po prawej. Właśnie skończyłam czytać i odłożyłam księgę na stolik przede mną. Reszta rozsiadła się w salonie. Nie wiedzieli o co chodzi, bo przekonałam Harry'ego by im tego nie mówił. Chciałam to zrobić sama. Odchrząknęłam i spojrzałam się na wszystkich przelotnie.
- Kochani to nie jest dla nas łatwe, ale dzieje się ostatnio zbyt wiele rzeczy i nie możemy tutaj pozostać... Zbliża się piekło na ziemi, a my musimy w nie wstąpić... - Widziałam, jak Harry się załamuje, przez co musiałam zdusić szloch. Anne chyba zaczęła rozumieć, bo z przerażeniem zakryła dłonią usta. Chłopacy wyglądali na zdziwionych i niedoinformowanych.
- Czekaj czekaj! Co to znaczy, że nie możesz tu zostać? Chcesz nas opuścić? - Zapytał Liam, a ja lekko kiwnęłam głową.
- To nieuniknione Li...
- To jest po prostu chore! Dlaczego?! Czy ty chcesz nam wszystkim powiedzieć, że nas zostawiasz, tylko dlatego, że zbliża się jakaś pieprzona wojna, którą i tak wygrasz? - Dlaczego jest taki pewny, że wygram? A co jeśli zginę?
- Liam ja nie wiem czy to wygram, jasne? Możesz być w cholernym błędzie! Ja mogę nie wrócić rozumiesz? Możecie mnie już nigdy nie zobaczyć, dlatego chcę się z wami pożegnać, jak należy. Zrozumcie mnie. Mi też nie jest łatwo was zostawiać, ale nie mam wyboru. Kocham was, jak moją rodzinę. Nie zostawiłabym was nigdy. Postaram się wrócić. Czekajcie na mnie. Dokładnie za 3 dni mnie wyczekujcie. Jeśli nie wrócę, to...
- Masz wrócić, rozumiesz?! Masz żyć! - Harry wykrzyczał, a ja momentalnie zaczęłam płakać. Podszedł do mnie, kliknąłem przede mną i wziął moje ręce w swoje. - Masz żyć ze mną do naszej usranej śmierci! Potrzebuję cię... Proszę, wróć do mnie... Niech ci nie przyjdzie do tej ślicznej główki myśl, że już cię nie potrzebuję. Zawsze będziesz dla mnie ważna. Pamiętaj o tym. Pójdź tam, wygraj i wróć do mnie. - Płakaliśmy przez cały czas. Nie chciałam go zostawiać. Chciałam się do niego wtulić i nigdy nie opuszczać.
- Wrócę do ciebie. Obiecuję ci to. - Powiedziałam, a Harry puścił moje ręce, a następnie wyszedł z pokoju. Nie wiedziałam co więcej powiedzieć, więc jedynie podeszłam do reszty i wtuliłam się w każdego. Każdy dawał mi jakieś słowa otuchy i wzmocnienia. Stanęłam na środku pokoju z bratem i Camille i już mieliśmy odchodzić, ale zatrzymał nas głos Harry'ego. 
- Zaczekaj! - Podbiegł do mnie z czerwonymi od płaczu oczami. Wziął moją rękę i na palec włożył piękny, średniej wielkości, srebrny pierścionek. - Noś go zawsze i wszędzie. To mój dowód miłości. Życzę ci powodzenia, skarbie. - Chciało mi się ryczeć. On przez cały czas udowadnia, jak bardzo mnie kocha, a ja go zostawiam. Ale to dla naszej lepszej przyszłości. 
- Kocham cię i będę go zawsze nosić. Żegnaj Hazz. - Pocałowałam go mocno, lecz krótko w usta po czym szybko się odsunęłam i razem z bratem i Cami zniknęliśmy. 


***


*Harry's POV *


Mijały minuty i godziny, a ja wciąż jej wyczekiwałem. Minęły dopiero dwa dni, a ja mam ochotę wyrwać sobie włosy z głowy! Samoistnie zmierzam do tych myśli, w których ją tracę. Ale nie mogę tak myśleć. Obiecałem jej coś. Obiecałem, że uwierzę, że wygra i muszę się jedynie o to modlić.
Leżałem właśnie na sofie bez żadnej chęci życia. Usłyszałem, jak ktoś przekręca zamek w drzwiach. Szybko się podniosłem z nadzieją, że to Diana, ale jednak nie. To tylko moja mama, która przesadza z nadopiekuńczością. Westchnąłem i naburmuszony znowu się położyłem.
- Hej skarbie! Jak się czujesz? - No jakbyś się nie umiała domyślić, wiesz?!
- Jest super...
- Bez takich, Harry. Widzę, że nie masz ani grama chęci życia. Ona wróci. Obiecała ci to, więc przestań się na siłę zamartwiać, zacznij jeść i normalnie spać! - Pewnie chciała na mnie nakrzyczeć, ale ta sprawa z Dianą również nie dawała jej spokoju.
- Zacznę żyć, jeść i spać, jak ona jutro wróci do domu... - Powiedziałem, a po chwili usłyszałem coś dziwnego w głowie... "Harry! Masz jeść jasne?! Nic mnie nie obchodzi, że czekasz, aż przyjdę! Chcę cię zastać żywego! Do kuchni w trybie natychmiastowym! Już!".
- Diana?! To byłaś ty?! - Zacząłem ją wołać, ale nic mi nie odpowiedziało. Pewnie nie ma tyle siły. Ale to musiała być ona... Musiała!
- Dobrze się czujesz? Gorączki czasem nie masz? Jej tu nie ma... - Wstałem z tej sofy, jak za pomocą porządnego kopniaka w tyłek i pobiegłem do kuchni, szykować sobie coś do jedzenia. Moja mama tylko dziwnie się na mnie patrzyła. Po chwili jadłem już swoje kanapki. Na życzenie Diany wszystko.
- To naprawdę była ona? - Była zdziwiona, że Diana się odezwała. Ja byłem bardziej szczęśliwy niż zdziwiony.
- Gdyby to nie była ona, to nadal bym leżał na tej kanapie i cię zbywał. Uwierz mi. Ona mi powiedziała, że mam jeść i mam z tym nie czekać, aż wróci. - Powiedziałem z irytacją, a ona ciężko westchnęła. Wiedziałem, że jej przykro, ale nie umiałem inaczej zareagować. Będzie inaczej, kiedy ona wróci...


*Diana's POV*


Właśnie odezwałam się do Harry'ego. Nie wiedziałam, że potrafię, ale musiałam to zrobić, ponieważ nie chciałam, by miał przeze mnie jakieś problemy ze zdrowiem. Ja mogłam nie jeść, ale jemu to potrzebne. To nie tak, że przez te dwa dni mojej nieobecności, nie miałam na niego wglądu. Przez cały czas miałam na niego oko i nie podobało mi się to, co widziałam. Zachowywał się, jakbym już leżała w grobie. Niepotrzebnie się tylko denerwowałam, widząc to. Poniekąd także zmądrzałam przez jedną sprawę. Wydaje mi się, że zaczęłam stawać się dojrzalsza w pewien sposób. Zrozumiałam wiele rzeczy. Zaczęłam patrzeć też trochę inaczej. Może to przez to, że w domu Michael'a jest jeszcze ktoś? Tak... Ledwo weszłam do domu i uznano mnie za mamę. To było niemożliwe i poniekąd mega dziwne.
Siedziałam właśnie na kanapie i myślałam o jutrzejszym dniu. Mała Lucy siedziała obok mnie i bawiła się laleczką. Czasami chciałabym jej ją zabrać i sama się pobawić, ale to by było bardzo niedojrzałe. W końcu mam już szesnaście lat, a nie chcę dziecka doprowadzać do płaczu.
- Mamo? - Potrafię usłyszeć tylko to słowo i mam ochotę się tej małej jakoś pozbyć. To chyba przez te sytuację, która kiedyś miała miejsce w parku z Nicole. Kiedy ta trzyletnia dziewczynka zrozumie, że nie jestem jej mamą?
- Nie jestem twoją mamą. - Byłam już tym zirytowana. Czy każde dziecko uważa, że jak się siedzi obok starszej anielitki, to jest ona matką? Westchnęłam i odwróciłam do dziewczynki głowę. - O co chodzi? Głodna jesteś, spać ci się chce? - Miałam mnóstwo rzeczy na głowie i nie zamierzałam tracić czasu na to dziecko. Zwłaszcza, że nie było moje.
- Głodna jestem... - Eh... No oczywiście! Nakarm, przebierz, wykąp, idź na spacer, pobaw się... Kiedy to dziecko zrozumie, że nie chcę się nim zajmować? Interesuje mnie teraz Harry i ta jutrzejsza walka. Może jestem chamska i samolubna, ale nic na to nie poradzę. To się zmieni, jak już będę z Harry'm. Bez dalszych wyjaśnień wstałam i poszłam do kuchni. Czułam, jak mała za mną idzie i starałam się nie zwracać na to uwagi. Wyjęłam z półki coś w rodzaju musu owocowego i podałam jej do rąk razem z łyżeczką. Chyba sobie poradzi. Odeszłam od niej i poszłam z powrotem do salonu. Tam zastałam Gabriela. Przysiadłam się do niego i oparłam głowę na jego ramieniu. Objął mnie, a ja westchnęłam z tego całego wykończenia.
- Co tam kochanieńka? - Był wbrew temu wszystkiemu w lepszym humorze niż ja i za to go podziwiałam.
- Mam dosyć tego dzieciaka Gabriel...
- Masz mnie dosyć? - Usłyszałam płaczliwy głos małej Lucy i przewróciłam oczami. Teraz się zacznie płacz i lament, jak było wczoraj.
- Boże dopomóż... Tak Lucy. Mam mnóstwo swoich problemów, jutro mam walkę na śmierć i życie, na ziemi zostawiłam mojego chłopaka, którego kocham ponad życie, a gdy zjawiłam się tu na dosłownie trzy dni, ty potrafisz mi zniszczyć dzień jednym "mamo"! Nie chcę, żebyś mnie tak nazywała, rozumiesz mnie? - Wysyczałam w stronę małej dziewczynki, a ona zalała się łzami. Pewnie mnie znienawidzi do końca życia, ale nie dbam o to. Nie każdy musi mnie kochać i szanować.
- Czyli mnie nie kochasz? - Zapłakała jeszcze bardziej, a ja uniosłam w kpinie brwi. Czego ten dzieciak ode mnie oczekuje? Że będę na każde zawołanie?
- Nie. I nie jestem twoją mamą. Zrozum to. - Po moich słowach dziewczynka pobiegła z płaczem do mojego starego pokoju, a Gabriel w końcu się odezwał.
- Słuchaj. Mnie też ona już denerwuje, ale nie możemy tacy być. Ona ma tylko trzy lata...
- Wiem Gabriel, ale ja tego wszystkiego nie chcę, rozumiesz? Ona mi mówi, że jestem jej matką, a mnie to po prostu wkurza. Nie jestem nią. My też nie mieliśmy mamy, ale nie truliśmy Michael'owi dupy co pięć minut. To dziecko ubzdurało sobie za wiele! - Skończyłam, wyrzucając ręce w powietrze, a Gabriel pokiwał głową, jakby się ze mną zgadzał.
- Ale wiesz... Jesteś tak naprawdę pierwszą kobietą w jej życiu, jaką widzi. W dodatku Michael idzie, to się zaraz wszytko wyjaśni. - Wydałam z siebie dźwięk niezadowolenia. Po chwili do domu wszedł Michael.
- Co tam moje dzieciaki? Co z Lucy? - Zapytał i usiadł na przeciwko nas. Spojrzałam się na niego i zaczęłam mówić.
- U Gabriela jest po prostu super, zero problemów. Ja za to chodzę od jakichś dwóch dni cała w skowronkach, a bachor wcale nie ryczy w moim starym pokoju. - Dokończyłam z ironią, a on spojrzał się na mnie w zdziwieniu i złości.
- Co jej powiedziałaś? Wiesz, że to małe dziecko. - Zacisnęłam dłonie w pięści, ale nie dałam się wprowadzić w jeszcze większą złość.
- Mniej więcej to, że nie jestem tego bachora matką, że jej nie kocham i mam dosyć wszystkiego, co jest z nią związane. - Powiedziałam, a następnie wstałam, po czym z hukiem wyszłam z domu. Nawet się nie zatrzymywałam. Padał deszcz i ogólnie była burza. Byłam zamyślona sobą. Nie miałam na nic ochoty. Nawet nie zauważyłam, jak doszłam nad moją i Gabriela wierzbę. Nic się nie zmieniła. Może jedynie bardziej urosła. Usiadłam pod nią i zamknęłam oczy. Całe ubrania moczyły mi się od deszczu, ale nie przeszkadzało mi to. Mój makijaż dosłownie pływał.
Co się ze mną stało?! Czemu sprawiam Michael'owi problem, a temu dzieciakowi przykrość? Przecież zawsze marzyłam by mieć swoje... Co się zmieniło? Może to brak Harry'ego tak na mnie działa? A może to ten strach przed jutrem? Nie mam, kuźwa, zielonego pojęcia. To na pewno ten strach przed jutrem. A wracając do małej Lucy. Nie przypadła mi do gustu od początku. Nie wiem dlaczego. Może to przez to, że ktoś inny jest teraz oczkiem w głowie Michael'a? Dlatego na mnie i Gabriela nie zwraca tak dużej uwagi jak dawniej? Mimowolnie zaczęłam płakać. Schowałam twarz w dłoniach, a całą głowę położyłam na kolanach. Chciałam się poddać i przegrać na tym polu walki, ale mam dla kogo żyć. Jest Harry, który jest gotowy umrzeć z miłości do mnie, Anne jest dla mnie, jak matka, którą kocham z całego serca, Camille, Gemma i chłopcy są dla mnie rodzeństwem, jak Gabriel. A Michael... Jest jak ojciec. Dlaczego ta mała Lucy musi wszystko niszczyć.
- Kochanie... - Podniosłam głowę i zobaczyłam Michael'a, który podobnie jak ja, był cały przemoczony. Po jaką cholerę tu przyszedł?
- Idź do Lucy. Ona bardziej cię potrzebuje niż ja. - Zapłakałam jeszcze raz i poczułam, jak jego ręce oplatają mnie i zamykają w uścisku. Zrobił to całkiem niedawno, bo na gwiazdkę, ale teraz poczułam się inaczej.
- Nie. Moja córeczka też mnie potrzebuje. Kochanie nie płacz. Nikt ani nic nie jest warte twoich łez. - Powiedział, a ja odsunęłam się od niego. Chciałam się dalej tulić, ale duma mi na to nie pozwalała.
- Będę płakać Michael. A wiesz dlaczego? Bo odsunąłeś się od nas. Ode mnie i Gabriela. Widzisz, tylko tego małego bachora! Jak często nas odwiedzałeś jak byliśmy na ziemi? Odwiedziłeś nas jedynie na tę gwiazdkę. Wcześniej cię nie widziałam. Czy to może przez to, że masz  na głowie tę dziewczynkę? Czy może mogłeś nas odwiedzić, zawsze i wszędzie, ale ci się po prostu nie chciało? Bo ja uważam, że to drugie jest bliższe prawdy. Jeszcze sobie ubzdurała, że jestem jej matką. Co to ma do cholery być?! Czy ty nie widzisz, jaka ja jestem wciekła, gdy ona to mówi? Albo, że mnie kocha! Nie wiem, co się ze mną stało! Nie wiem, dlaczego się tak zachowuję! Nic już nie rozumiem! Moje życie to jedno wielkie gówno. - Skończyłam i na nowo się rozpłakałam. Chcę do mojego chłopaka. Chcę, żeby było po wszystkim, i żebym była właśnie w objęciach Harry'ego. Mam dosyć tego wszystkiego.
- Przepraszam. Rzeczywiście was zaniedbałem. Nie ma na to wytłumaczenia. Ale nigdy nie przestałem kochać. Jesteście moimi dziećmi. Zawsze będę was kochać. Niezależnie od wszystkiego. Chciałbym jednak, abyś zaakceptowała mimo wszystko Lucy. - Powiedział, a mnie na dźwięk jej imienia chciało się wymiotować. Opanuj się Diana. Możesz na tę dziewczynkę reagować z uśmiechem. Po prostu daj jej drugą szansę.
- Eh... Robię to tylko dlatego, że mnie prosisz i kocham cię jak ojca. Chodźmy do niej, bo pewnie jej smutno. - Nadal nie byłam przekonana do tego, by tam iść, ale co miałam powiedzieć Michael'owi? Po kilku minutach lotu byliśmy już pod domem. Zawahałam się przed wejściem do środka, ale ostatecznie Michael mnie tam wepchnął. Poszłam do łazienki i zmieniłam swoje ubrania na suche. Wróciłam do salonu, a Michael pokazał palcem mój stary pokój. Przygotuj się na konfrontację. Weszłam do pokoju i zastałam leżącą na łóżku i płaczącą Lucy. Westchnęłam cicho i usiadłam w nogach łóżka.
- Hej, nie płacz. Płacz cię do niczego nie zaprowadzi. - Powiedziałam delikatnie, a ona przytuliła mocniej poduszkę. Co ja mam temu dziecku powiedzieć?
- Po co przyszłaś? - Zapytała, a ja w sumie chciałam jej powiedzieć, że nie wiem, ale się powstrzymałam.
- Bo wiem, że sprawiłam ci przykrość i chcę cię przeprosić. - Powiedziałam beznamiętnie, a ona uniosła się w szybkim tempie do pozycji siedzącej. Patrzała się na mnie jak zaklęta. Mam coś na twarzy?
- Ty chcesz mnie przeprosić? - Oczy miała jak piłki tenisowe. Zabierzcie mnie stąd! Błagam...
- Tak. - Westchnęłam, a mała rzuciła mi się na szyję. Miałam wtedy chyba najbardziej zdziwioną minę świata. Tuliła tak mocno, że mogłaby mnie udusić, jakbym nie zainterweniowała.
- Ej! Tylko bez duszenia! - Zganiłam małą, a ona zrobiła minę szczeniaczka. Nie. Takie rzeczy na mnie nie działają.
- Dlaczego mnie nie lubisz? I nie jesteś moją mamą? - Zapytała, ale pomimo tego ogromu smutku kryła się gdzieś nadzieja. Bardzo mała, ale jednak.
- To nie to, że cię nie lubię. Jest inaczej. Ja cię lubię. W swoim rodzaju jesteś denerwująca, ale znośna. Ja też taka byłam, nie przejmuj się. A jeśli chodzi o to drugie... To nie. Nie jestem nią, ale przeżywałam najprawdopodobniej to samo. Też nie mam mamy. Ale pogodziłam się z tym. Nie było łatwo, ale dałam radę. Teraz mam swoją rodzinę, a mojego chłopaka rodzicielka jest dla mnie jak matka. Kiedyś też się doczekasz. Musisz być jedynie cierpliwa. - Uśmiechnęłam się do małej, ale zaraz oprzytomniałam. Wróć! Czy ja się przed chwilą do niej uśmiechnęłam?
- Brzmi fajnie, ale dlaczego nie chcesz mnie traktować, jak swoją córkę? - Trzy lata, a taka mądra... Nie mam się jednak co dziwić. W wieku trzech lat to potrafiłam to, co umieją dzieci w piątej klasie podstawowej.
- Jak ci to wytłumaczyć... Kiedyś, jak byłam jeszcze na ziemi, poszłam do parku. Była cudowna pogoda. W ogóle było cudownie. Zaczepiła mnie pewna dziewczynka. Miała na imię Nicole. Była troszeczkę starsza od ciebie. Również nazwała mnie mamą, a wtedy chciałam płakać. To było bardzo wzruszające. Ale zjawił się mój chłopak i nakrzyczał na mnie. Oczywiście nie mocno, ale wystarczająco, żebym miała pewien rodzaju uraz, Nie zrozum mnie źle Lucy. Po pierwsze jestem za młoda na bycie matką, a po drugie nie potrafię udawać. Kiedyś przyjdzie pora, że będę mieć własne dziecko i będę na to gotowa. Teraz mam szesnaście lat i nie jestem w stanie ci nic z tych rzeczy zaofiarować. - Skończyłam mówić, po czym westchnęłam, a ona wyglądała na przygnębioną. Nie miałam pojęcia, co robić, ale chwilę pomyślałam i wymyśliłam. Wyciągnęłam do niej nieśmiało rękę, a ona ją ujęła. Przyciągnęłam małą do siebie, a ona wtuliła się we mnie ze zdziwieniem.
- Dlaczego mnie tulisz? - Powiedziała, a ja w niewyjaśnionym zamyśleniu uśmiechnęłam się.
- Bo mogę. A teraz nie gadaj tylko korzystaj. - Powiedziałam, a dziewczynka wtuliła się we mnie jak w pluszaka. To było w pewnym, ale małym stopniu słodkie. Położyłam się z nią razem na łóżku i tak tuliłam do siebie, aż mała mnie usnęła, ze zmęczenia. Ponad to używałam daru, dzięki któremu dziewczynka była spokojniejsza. Wbrew pozorom także byłam zmęczona. Powoli moje oczy zamykały się, a ja ostatecznie oddałam się słodkiemu snu...


***


- Diana... - Obudził mnie głos brata, ale nie chciałam się budzić. - Wstawaj. Musimy się szykować.
- Boże! Na śmierć bym zapomniała! - Wystrzeliłam z łóżka, jak torpeda. Szybko ubrałam się w specjalny strój przeznaczony na ten dzień. M.in. była to jedwabna, lśniąca bielą sukienka. Nie wiedziałam, po co się tak stroić, ale było mi wszystko jedno. Miałam jedno zadanie i muszę je wypełnić jak należy. Ubrałam się i jeszcze raz przećwiczyłam wszystkie te zaklęcia. Kiedy już skończyłam, zaczęłam myśleć szczotkując włosy i malując się. Ciekawe co mnie tam czeka. Mam nadzieję, że przynajmniej większość anielitów, niż Upadłych przeżyje to starcie. Ciężko mieć tyle obowiązków na raz, ale kto powiedział, że będzie wygonie i miło? Ten starzec, z którym rozmawiała Cami mówił, że nieliczni anielici to istoty miłości. Miał przez to na myśli, że mamy dar do rozkochiwania w sobie nawet najpodlejsze umysły. Czy ja jestem istotą miłości? Raczej jedynie w stosunku do Harry'ego, rodziny i znajomych. Nie umiałam się zakochać w Nithael'u... A może to idzie w inną stronę? Gabriel, Harry, Nithael... Nawet nie wiem, kto jeszcze!
- Gotowa? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos brata. Obróciłam się w jego stronę i westchnęłam. Może w praktyce przygotowana byłam, ale w teorii chyba nie.
- Nie wiem Gabriel...
- Musisz być. A teraz chodź. - Podszedł do mnie i wyciągnął za rękę z pokoju, a następnie z domu. Wzbiliśmy się w powietrze, a następnie po chwili wylądowaliśmy przed tłumem anielitów. Wszyscy stali na wielkim obszarze, więc łatwo każdego widziałam. Brat dał mi kuksańca w bok, a ja spojrzałam na niego gniewnie. Przecież wiem, że muszę im coś powiedzieć.
- Witam was. Wiem, że ten dzień nie należy do najprzyjemniejszych, ale pamiętajcie, że jesteśmy pod każdym względem lepsi. To wiara w każdego z nas da nam siłę do działania. Uwierzcie, że wszyscy wrócimy w wielkim stylu, po pokonaniu Upadłych. Będzie w tym także moja zasługa, bo jako ostatnia zmierzę się z Abaddon'em. Jego syn, Nithael jest po naszej stronie. Bardzo mi pomógł w powiedzeniu planu swojego ojca. Abaddon ma plan powyrywać nam wszystkim skrzydła i pozabijać. Ale wy macie mnie i swoją wiarę w Boga. On nie wie, że istnieję, dlatego mamy tego plusa. Musimy być stanowczy i władczy. Nie damy im wejść nam na głowę. Wygramy to, i każdy wróci do swoich rodzin. Jesteście ze mną? - Krzyknęłam na końcu, a mi odpowiedziało tysiące wojowniczych dusz. I oto jest duch walki. Starzyzna podeszła i uruchomiła portal, którym mieliśmy się dostać na pole bitwy. Zakładałam, że Upadli już dawno czekają. Ja mam zejść ostatnia. Pierwsi anielici zaczęli schodzić, a za nimi kolejni. Boże miej nas wszystkich w opiece...


~ Przeczytałaś? >>> Szanujesz mnie? >>> Skomentuj! ~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej Misie! 

~!!!~
Zacznę od tego, że mnie tu nie było szmat czasu.
Bardzo was za to przepraszam, ale nie umiałam się ponownie za to zabrać.
Poprawianie ocen, moje urodziny, brak weny i różne inne wydarzenia oddaliły mnie bardzo od pisania.
Bardzo mi przykro i mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest i skomentuje ten rozdział.
~!!!~

Wiem, że jest długi, ale chciałam wam to wynagrodzić.
W 22 wszystko się rozstrzygnie, a potem zapraszam na drugą część :)
Będą jedynie dwie części tego opowiadania, no chyba, że wpadnę na jakąś genialną kontynuację i zacznę pisać trzecią :)

Pamiętajcie, że was kocham i z was nigdy nie zrezygnowałam. :)
Do 22 Kochani <3

7 komentarzy:

  1. Rozdział jest... cudowny! Taki emocjonujący i... no, super.
    Zupełnie nie przeszkadza mi to, że tak długo cię tu nie było. Ważne, że w końcu napisałaś ten rozdział. :D
    Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg! :3
    Ściskam cię serdecznie. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze jak czytam, to próbuję się wczuć w tą sytuację, którą opisuje autor.
    Ty... Twoje opowiadanie jest tak bardzo niesamowite, że nie muszę próbować ! Tak strasznie się boję o Dianę, denerwuję się tą walką. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze :)
    Chociaż... mam pewne złe przeczucia, ale oby się nie spełniły.
    Do kolejnego :) /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny *-*
    PS.Twój blog jest nominowany do Liebster Award!
    Więcej info tutaj --> http://stansietymkimjestesnaprawde.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jaaaaaacie świetny , per-fect :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Awww to jest Świetne misiu ;*** nie mogę się już doczekać kolejnego <3 oby pojawił się szybko ;3 @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest cudowny :)
    Jak zwykle zresztą *-* z niecierpliwością czekam na kolejny
    @DARUSIA1603

    OdpowiedzUsuń
  7. Na pewno Harry będzie cały. Ale co zresztą? Chyba nie umrze ten Nithael prawda? Ona mu wybaczy i mój ship wygra xd Ale naprawdę to by było coś! Lecę do następnego, w tak ważnym momencie skończyć!
    @Arixiel

    OdpowiedzUsuń