środa, 6 sierpnia 2014

Chapter 3

*Diana's POV*

- Cami, jesteś pewna, że chcesz mnie jeszcze targać po tych sklepach? - Zapytałam się jej zdyszana, bo z naszych zakupów wyszło, że mam ponad dwadzieścia toreb w obu rękach. No nie sposób się nie zmęczyć z tego wszystkiego! Pewnym ruchem się odwróciła, przez co o mało na nią nie wpadłam. Popatrzała na mnie TYM spojrzeniem i wszystko stało się jasne.
- Słuchaj ja wiem, że ci ciężko, ale to i tak mało ciuchów... Jak chcesz, żeby tego wszystkiego było mniej, to powkładaj jedno w drugie.  - Zaproponowała mi, a ja na to przystałam. Po chwili ilość toreb zmniejszyła się, a mi było łatwiej.


- Teraz powinno być okay. Ruszamy dalej? - Zapytała z entuzjazmem, a ja skinęłam głową. Weszłyśmy do jakiegoś sklepu, bo nazwy nie zobaczyłam i porwałyśmy się w wir zakupów. Poszłam w dział bluzek i wybrałam ich jakieś piętnaście, bo jak to mówi Cami: "Od przybytku głowa nie boli!". Wzięłam do przymierzalni jakieś sześć par jeansów. Były one ciemne, jasne, kolorowe i jeszcze w jakieś wzory. Podobały mi się, a, że ja nie muszę sprawdzać ceny, wzięłam wszystkie. Kiedy zmierzałam w stronę butów, Camille dołączyła do mnie i poszłyśmy w ich stronę razem. Od razu w oczy rzuciły mi się płaskie buty...
- O nie! Nie kupisz więcej butów na płaskiej podeszwie! Idziemy w stronę szpilek! - Kiedy to powiedziała moje oczy wyszły na wierzch, a ja momentalnie stanęłam.
- Przecież ja w tym nie umiem chodzić! Chcesz ze mnie zrobić kalekę?! - Pokazałam na swoje nogi, a ona odchyliła głowę w tył przez śmiech. Co w tym było śmiesznego? - Co cię tak bawi?
- Ty mnie bawisz! Przecież popatrz na mnie! Ja mam szpilki, a jeszcze żyję i do tego radzę sobie znakomicie! Nie pękaj kochana, dasz sobie radę! - Potarła moje ramie swoją ręką po czym złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę tych całych szpilek. Zaczęła im się przyglądać, więc pomyślałam, że sobie gdzieś usiądę, bo to trochę potrwa. Znalazłam jakieś małe krzesełko i na nim usiadłam, a moje nogi w ekspresowym tempie dały o sobie znać. Zaczęłam masować moje łydki, kiedy przede mną pojawiły się trzy pudełka z butami. Popatrzałam raz na nie, a raz na Camille, którą szczęście wręcz rozsadzało.
- Dobra zakładaj te pierwsze kochana! Pomogę ci wstać. A i nie zapominaj, że jesteś aniołem i, że uczysz się znacznie szybciej niż przeciętny człowiek. - To o aniele powiedziała cicho, ale wystarczająco, żebym usłyszała i skinęła głową. Otworzyłam jedno pudełko, a mi ukazały się prześliczne bladoróżowe szpilki. Od razu wzięłam je w ręce i zaczęłam oglądać.
- Śliczne są, nie? Dobra nie marnuj czasu i zakładaj! - Rozkazała mi i uśmiechnęła się wesoło. Westchnęłam, bo chyba nie mam za dużo do gadania. Wzięłam je do ręki, kładąc na kafelki, po czym wsadziłam w nie stopy i zapięłam je dokładnie. Moim rozmiarem okazał się być trzydzieści siedem, więc raczej dużej stopy nie mam. Ale nie mogę powiedzieć, że nie leżą na mnie znakomicie, bo skłamię. Kiedy już byłam pewna, że wszystko jest okay, wyciągnęłam swoje ręce w stronę Cami, która chwyciła za nie i pociągnęła do góry. Zachwiałam się, więc od razu rzuciłam się na Camille, a ona zaczęła chichotać.
- Spokojnie kochana! Później będziesz sobie radzić o wiele lepiej. - Pocieszyła mnie i zaczęła chodzić, trzymając mnie za ręce i tym samym ucząc techniki chodzenia na obcasach. Ledwie postawiłam krok i się zachwiałam, więc stanęłam i powiedziałam jej, że nigdzie więcej nie idę.
- No weź Diana! To początki! One zawsze są straszne. Ja też tak miałam, uwierz mi i nie zachowuj się jak jakieś pięcioletnie dziecko, bo i tak ci nie odpuszczę! Oh... Myślę, że czasami zachowuję się jak matka. - Po pierwsze, może mi się jakoś z tymi butami w końcu uda, a po drugie:Co to jest matka? Nigdy o tym nie słyszałam. Nie wiem, ale chcę wiedzieć. - Co to jest matka Cami? - Popatrzała się na mnie ze współczuciem, ale zupełnie nie wiem dlaczego.
- Hm... Ty nigdy nie miałaś mamy, prawda? - Pokiwałam niepewnie głową, bo nadal mi nie powiedziała co to jest. Albo może raczej kto? - Jejku. Mama, to jak taka twoja najlepsza przyjaciółka, a zarazem osoba, do której możesz zwrócić się w każdej chwili. Ona cię rodzi i jesteś przywiązana z nią bardzo mocno uczuciem, które niestety nie wiem jak nazwać. W każdym razie jest najważniejszą osobą w twoim życiu. - Skończyła mówić, a ja zdałam sobie sprawę, że nigdy nie miałam takiej osoby. Moje samopoczucie w tym momencie zmalało. I to bardzo. Spuściłam wzrok, a Cami wszystko to zauważyła i mnie przytuliła. Ręką zaczęła gładzić delikatnie moje plecy.
- Dlaczego ja nigdy nie mogłam zobaczyć, jak to jest Cami? Dlaczego ja nie miałam swojej mamy? - Jedna łza spłynęła po moim policzku, a Cami wytarła ją swoją dłonią.
- Kochanie nie płacz mi tutaj. Będzie dobrze. Ja nigdy nie miałam taty. - Starała się mnie pocieszyć, ale się jej nie udało. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. - Jejku, powiedziałam coś nie tak? Przepraszam, naprawdę!
- Nic się nie stało, serio. Lepiej się weźmy za te buty. - Przetarłam ręką zapłakane oczy i skupiłam się na chodzeniu.
- Jesteś pewna? Bo wiesz... Nie chcę nacisk...
- Tak jestem! Możesz mnie wreszcie nauczyć w tym chodzić czy nie? - Musiałam jej przerwać, bo nie chciałam jej zrobić krzywdy. Miałam taki zły nawyk, że jeśli coś odbije się na moich nerwach potrafię zrobić krzywdę, a nigdy tego nie chcę.
- No dobrze. Jeszcze raz przepraszam. - Wiem, że było jej smutno, ale zrobiłam to dla jej dobra. Nie chcę jej skrzywdzić, bo jak na razie jest dla mnie najmilsza ze wszystkich.
- To ja przepraszam. Nie chcę ci mówić, co potrafię zrobić, kiedy jestem mega zła, więc oszczędzę ci tego. - Powiedziałam to jej i nie pewnie się na nią spojrzałam, ale ona się nie bała, tylko uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Słuchaj... Wiem do czego jesteś zdolna, ale nie boję się ciebie ponieważ ci ufam, że nie zrobisz mi nic złego, tak? Będzie już dobrze między nami? - Jej uśmiech sprawił, że rozchmurzyłam się, a na mojej twarzy również można było zobaczyć ulgę.
- Co do tych butów... Nauczysz mnie? - Zaśmiałam się delikatnie, a ona ochoczo pokiwała głową.
Zajęło nam to dwadzieścia minut, by nauczyć mnie chodzić w szpilkach, więc powiedziałam, że kupię ich więcej, skoro radzę sobie już lepiej. W następnym pudełku były klasyczne, czarne szpilki z platformą, a w trzecim czarne we wzory w kwiaty. Spodobało mi się to całe robienie się na laskę, jak to powiedziała Camille. Wybrałam sobie jeszcze jakieś pięć par butów na obcasie, więc razem miałam ich osiem par. Potem zostałam zaciągnięta w stronę sukienek. Niebezpiecznie krótkich sukienek! Cami wcisnęła mi w ręce jakieś siedem wieszaków z różnymi sukienkami, które przeważnie były czarne.
- Cami, ale, że aż tyle? To nie lekka przesada? - Zapytałam, a ona tylko przewróciła oczami z uśmiechem od ucha do ucha. Westchnęłam i udałam się do przymierzalni. Pierwsza była to czarna sukienka z ramiączkami, która niczym się nie wyróżniała. Druga była cała czerwona z czarną koronką w dole. Trzecia była biała w czarne kwiaty, ale była bez ramiączek. Pozostałe cztery były dość wcięte w tali i strasznie wyzywające. Z resztą każda była wyzywająca, więc kiedy wychodziłam pokazać się Camille to jej słowa brzmiały: "Mmm... Bierzemy!" lub "Wyglądasz w niej strasznie seksownie!". Tego ostatniego nie chcę zgłębiać, ale jeśli jeszcze raz to usłyszę, to moje oczy wyjdą na wierzch lub zacznę się śmiać. Natomiast moje słowa brzmiały: "Ona jest za krótka Camille!" lub "Nie! Ja jej na pewno nie kupię!". A więc wyszło na to, że wzięłam je wszystkie, bo Cami zgromiła mnie jednym spojrzeniem, które wyrażało jasno, że mam je wziąć. Stałyśmy właśnie przy kasie, kiedy poproszono mnie o zapłacenie za wszystko. Kasjerka zdziwiła się ilością ubrań i butów, które wzięłam, ale ja się do niej tylko uśmiechnęłam. Kiedy powiedziała ile trzeba zapłacić zaczęłam szukać karty, która gdzieś się zapodziała w mojej torbie. Kiedy ją znalazłam, powiedziałam w myślach, żeby miała wystarczającą ilość pieniędzy, po czym podałam ją kasjerce. Ona się tylko szeroko uśmiechnęła i wskazała na drzwi za nią.
-Em... Mam tam wejść, proszę pani, czy jak? - Zapytałam ją niepewna, bo ta sytuacja dzieje się pierwszy raz i jest mega dziwna...
- Tak kochanie wejdź tam na chwilę... - Zaprosiła mnie ręką, po czym zawołała swoją koleżankę, żeby zajęła jej miejsce przy kasie i przy okazji zapakowała moje rzeczy. Weszłam do pomieszczenia, a ta tajemnicza kobieta za mną. Odwróciłam się do niej, na co ona się ciepło uśmiechnęła.
- Poznam tę kartę wszędzie. Ukaż mi się skarbie. - Powiedziała, a moje oczy wyszły na wierzch i to dosłownie! Czyli ona wie? W każdym razie poczułam, jak moje plecy rozrywają się, przez co musiałam się podtrzymać stolika, który się tam znajdował, bo bym chyba nie dała sama rady. Spojrzałam się za siebie i zobaczyłam je. W całej okazałości, były za mną i jeszcze emanowały blaskiem. Dobrze, że moja chwała się nie odzywa... Popatrzałam się na nią, a jej skrzydła również się wysunęły. Teraz myślałam, że zemdleje! Czego ja jeszcze nie wiem i muszę się dowiedzieć, żeby nic mnie nie mogło zdziwić? Były białe tak samo jak moje, ale stosunkowo mniejsze...
- Czyli pani... - Nie umiałam tego powiedzieć, bo nagle zabrakło mi słów.
- Tak kochanie ja też. Nie mamy dużo czasu, ale powiem ci coś... - Zbliżyła się do mnie i zniżyła ton głosu. - Musisz uważać w nocy, a nawet w dzień. Czyha tu wiele niebezpieczeństw, na które jesteś narażona. Mam nadzieję, że wiesz o czarnych skrzydłach? - Zrobiła minę stylowej panikary, ale postanowiłam jej odpowiedzieć zgodnie z prawdą. - Szczerze to niewiele o nich wiem... Tylko tyle, że na nas polują i są groźne. - Powiedziałam to, a na jej twarzy było widać cień nadziei.
- Kochanie ty wiesz po co tu jesteś? Wiesz, dlaczego masz takie skrzydła, moc i takie rozwinięte dary? - A skąd ona o mnie tyle wie? Muszę stąd wyjść, by nie dowiedzieć się za dużo.
- Nie za bardzo. Eh... Ja już muszę iść, bo moja przyjaciółka będzie się martwić.
- Oh... Dobrze skarbie, ale pamiętaj, że jesteś tutaj, bo zrobisz coś ważnego dla świata ludzi i aniołów. A teraz już idź, tylko uważaj na siebie. - Wyglądała jakby chciała mi coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedziałam co. - Ach! Jeszcze jedno! Jeśli poczujesz, że ci smutno lub będziesz się czuła jakbyś uczyniła miliony grzechów, to wiedz, że one są blisko. Jeśli tak się stanie staraj się wycofać jak najszybciej... - Skończyła mówić, a ja miałam mętlik w głowie.
- Dziękuję pani. A teraz naprawdę muszę już iść. Przepraszam za zmarnowany czas... - Dotknęłam jej ramienia w stylu podziękowania na co ta kiwnęła tylko głową...
- To nie był zmarnowany czas kochanie. - Tym razem to ja skinęłam i schowałam skrzydła, po czym wyszłam z pomieszczenia. Podeszłam do kasy gdzie zostały mi wręczone moje zakupy i karta. Podziękowałam i udałam się do wyjścia, gdzie zobaczyłam rozzłoszczoną i przestraszoną Camille. Kiedy byłam na tyle blisko, by mnie zauważyła, co po chwili zrobiła, rzuciła mi się na szyję prawie płacząc.
- Jejku gdzieś ty była?! Szukałam cię przez cały czas! - Cała Cami. Ledwo ją znam, ale wiem jedno! W pierwszej chwili potrafi być troskliwa i przestraszona, a chwilę później zrobi ci kazanie i problem o nic... No dobrze, w moim przypadku nic.
- Oj nieważne gdzie ja byłam, ale ważne, że już przyszłam. Em... Cami? Możemy już wracać do domu? Błagam cię za chwilę się będzie robić ciemno, a wiesz, że to będzie moja pierwsza noc? - Musiałam jej jakoś powiedzieć, że chcę wracać, bo nadal bym chodziła po sklepach. Ona pokiwała głową na znak zgody i wzięła ode mnie kilka toreb, żeby mi było łatwiej. Doszłyśmy do parkingu i kiedy stanęłyśmy przy aucie, poczułam straszny chłód, a moje humor zastąpił się smutkiem i żalem. To o tym ta kobieta mówiła...
- Diana, właź do auta i zwiewamy stąd! Już! - Wrzasnęła na mnie Camille, a ja dopiero teraz się ocknęłam.
- Ale co się dzieje?! - Zapytałam również zdenerwowana, ale nie tak jak Cami.
- Czarne Skrzydło jest gdzieś tutaj i jeśli nie ruszysz swojego tyłka, to cię załatwi, więc wsiadaj do tego cholernego auta i nie dyskutuj! - Znów wrzasnęła, a ja się wzdrygnęłam i wsiadłam do auta, tak samo jak ona i ruszyłyśmy z miejsca, w szybkim tempie. Obliczyłam, że droga od mojego domu do centrum to jakieś dziesięć minut, a my dojechałyśmy pod mój dom dwa razy szybciej. Siedziałam przerażona, kiedy ona wjeżdżała na podjazd i parkowała na nim auto. Odetchnęła z ulgą, a ja wiedziałam, że jest lepiej. Czułam jak ten smutek zmieszany z żalem opuszcza mój umysł i ciało... Camille oparła głowę o podgłówek, a głowę odwróciła w moją stronę.
- Co to do ciężkiej cholery było?! - Już nawet ja zaczęłam przeklinać... Jest ze mną źle.
- To Luna... Czarne Skrzydło. Na szczęście nas nie zauważyła, bo by nas goniła. Mamy szczęście. - Skończyła mówić, a ja zdałam sobie sprawę, że możemy być w niebezpieczeństwie.
- Diana? - Spojrzałam się na nią, a jej twarz skrywała miliony wątpliwości. - Jak dużo o nich wiesz? - Bała się i to było pewne jak to, że żyję.
- Em... No, że chcą nas zabić i, że na nas polują, no i, że jeśli poczuję się tak jak przed chwilą to znaczy, że są blisko. - Popatrzałam na nią, a ona wyłączyła samochód, który cały czas był włączony i wyszła pospiesznie z auta. Coś źle powiedziałam czy co? W każdym razie poszłam w jej ślady i również wysiadłam z auta. Cami przeszła przed maską, po czym złapała mnie za nadgarstek ciągnąc do domu. Nie powiem, że to było delikatne, bo coś czuję, że będę mieć siniaka. Kiedy weszłam do domu, musiałam zapalić światło, bo było strasznie ciemno. Wszystkie torby postawiłam na podłodze w przedpokoju i poszłam do kuchni. Podeszłam do lodówki, po czym otworzyłam ją i wyjęłam jakiś kefir. Powiedziałam sobie ciche 'cokolwiek', otworzyłam go i zaczęłam pić. Chwilę później usłyszałam jak drzwi od kuchni otwierają się, a ja wiedziałam, że to była Camille. Odwróciłam się do niej, a ona wyglądała już spokojniej niż przed chwilą.
- Diana, ty wiesz, że im więcej o nich wiesz tym, one coraz bardziej mogą cię zobaczyć, a co gorsza rozpoznać, że jesteś anielitką, a nie upadłą? Wiesz jak się narażasz? - Kiedy to powiedziała, stanęło mi przed oczami jedno ważne pytanie. Dlaczego ona się tak irytuje?
- Słuchaj, ja wiem, że się narażam! Okay? Jestem tu jeden dzień, a sprowadziłam na siebie twoim zdaniem zagładę! Nie przesadzasz trochę Camille? Odpuść mi trochę! - Zanim się zorientowałam, usłyszałam trzask drzwi kuchennych, a po Cami nie było śladu. Postawiłam kefir na blacie przed sobą, a moje ręce powędrowały na głowę. Teraz zrozumiałam, że nie powinnam na nią naskakiwać, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Nie lubię, kiedy mówi mi się, że zrobiłam coś źle. Chcę moje błędy zauważyć sama! Puściłam się po chwili, gdy ochłonęłam i z powrotem zabrałam się za sączenie kefiru, który przypadł mi do gustu. Posiedziałam jeszcze trochę w kuchni, po czym przeszłam do salonu i usiadłam na sofie zaczynając się pomału nudzić. Coś mnie podkusiło, żeby podejść do okna. Kiedy to zrobiłam zauważyłam, że samochodu Cami nie ma, ale na komodzie jest kartka i jakieś pudełko. Podeszłam tam i wzięłam kartkę w ręce, po czym zaczęłam czytać...

"Diana ja cię rozumiem, ale nie traktuj mnie jak wroga. Ja chcę dla ciebie dobrze.
Przykro mi, że myślisz iż na ciebie naciskam czy coś. 
Po prostu nie zawsze umiem się zachować. 
Jesteś tak naprawdę moją pierwszą przyjaciółką, bo jeszcze nigdy nie spotkałam anioła, 
tylko upadłych. Staram się zrobić wszystko jak najlepiej, 
a tymczasem wychodzi jak najgorzej. W każdym razie jeśli będziesz się chciała ze 
mną spotkać lub po prostu pogadać, zadzwoń do mnie. 
Numer jest na dole, a telefon kupiłam ci, kiedy byłaś w przymierzalni. 
Mam nadzieję, że trafiłam w gust. Przepraszam za wszystko i do zobaczenia później." 
                                                                                     Camille.


Szczerze? Nie wiem co o tym myśleć. Teraz wychodzi na to, że to ja zrobiłam coś źle. Zawsze była moja wina gdy coś się stało. Ale ja nawet nie wiem jak wyjaśnić tę sprawę z Cami.
- Chyba sobie na dzisiaj odpuszczę, bo za chwilę padnę z tego wszystkiego. - Powiedziałam sama do siebie biorąc torby z przedpokoju, telefon od Cami i kartkę z numerem. Doszłam do schodów i popatrzałam na nie jak na wroga. 
- Teraz wam nie daruję! - Samotność mi doskwiera i zaczynam gadać z rzeczami, które są w moim domu... No ciekawa jestem co z tego będzie. Pewnie w psychiatryku wyląduję, bo pomyślą, że jestem nienormalna. Ale jak sobie obiecałam, to muszę się postarać. Postawiłam nogę na schodku, a że nic specjalnego się nie stało, to postanowiłam iść dalej. Po jakiejś chwili, która dla mnie trwała wieczność, byłam na górze i tym samym zmierzałam do mojego pokoju. Ale gdy tylko do niego weszłam, na mojej twarzy pojawił się grymas. Ściany były troszkę poczerniałe od sadzy. Mogłam przewidzieć, że po prądzie może być jakiś ślad... No nic. Zrobię to jutro, a teraz muszę się przecież przebrać na noc, która mnie czeka. Coś przeczuwam, że to nie będzie zwykła noc. Myślę, że zdarzy się więcej niż powinno, ale może to są tylko moje przypuszczenia. W każdym razie zaczęłam wyciągać wszystkie ubrania i wkładać je do szafy i na pułki. Po dziesięciu minutach zrobiłam wszystko z ubraniami i postanowiłam się trochę dowiedzieć o tej nocy... 
Michael'u możesz mi wyjaśnić co będę musiała tam robić? - Zadałam to pytanie, ale zastanawiałam się czy mnie słyszy, bo jeśli jest czymś właśnie zajęty to będzie to trudne. Czekałam jakieś pięć minut, a irytacja wzrastała z każdą chwilą. 
Michael'u! - Krzyknęłam i znów się wsłuchałam, ale tym razem go usłyszałam...
~ Już! Na miłość Boską, Diana? To ty? - Powiedział zaspanym głosem, a ja zaczęłam się śmiać z tego wszystkiego.
Tak Michael to ja. Czy przeszkodziłam ci w drzemce? - Spytałam go, a on parsknął przez co przewróciłam oczami z uśmiechem.
~ Zapomniałaś, że u nas czas działa trochę inaczej? Diana jest u nas noc! I tak, przerwałaś mi drzemkę. - Powiedział, po czym zaśmiał się życzliwie, przez co na mojej twarzy zagościł wyraz współczucia.
Nie ma spania! Jesteś mi potrzebny... Co mam robić tej nocy? - Spytałam, ale tym samym poczułam jakąś energię przepływającą przeze mnie. Czułam, jak w moja głowa zaczyna mrowić, a chwała świeciła się mocniej niż zwyczajniej od jakichś dwóch lat. Zobaczyłam coś... Jakiegoś chłopaka, który spał na kanapie, numer jakiegoś mieszkania i nazwę ulicy... W momencie, kiedy obraz przed oczami stał się czarny, upadłam na podłogę tracąc siłę w nogach. Powieki mimowolnie opadły, a ja straciłam widok na wszystko w pokoju. Leżałam tak na podłodze, nawet nie wiem ile, ale poczułam pod kolanami i plecami ręce, które podniosły mnie i przeszły ze mną przez pokój, kładąc mnie na łóżku. Kiedy tylko postanowiłam otworzyć oczy, zaczęły mi one łzawić, jakbym płakała.
- Ćśśś. Leż spokojnie. - Usłyszałam blisko siebie czyiś głos, który był mi strasznie znajomy, ale to niemożliwe, żeby on tu był... - Michael? Jesteś tu? - Zaczęłam panikować, ale ktoś na mnie naparł i mnie pocałował. Dokładnie tak samo jak dwa lata pod Wierzbą. Nie oddałam tego pocałunku jak wcześniej. Kiedy poczułam, że ten ktoś się odsuwa byłam przerażona i przez to zaczęłam płakać.
- To nie Michael. To ja. Diana, nie płacz, proszę. Przepraszam za to co wcześniej się stało. Potraktowałem cię okropnie i teraz jest mi z tym źle. - Otworzyłam oczy, które łzawiły przez łzy i ból w głowie, ale nie byłam przygotowana na to, że znajdę się w takiej sytuacji z moim bratem.
- Dlaczego mnie po-pocałowałeś... Przecież sam wcześniej mówiłeś, że nie chcesz się przejmować taką smarkulą jak ja i, że masz kogoś na oku. - Płakałam coraz bardziej z każdym wypowiedzianym słowem, więc schowałam głowę w kolana. Poczułam, jak jego ręce oplatają mnie i przyciągają do niego, ale nie miałam siły się stawiać. Znalazłam się w tej samej niezręcznej sytuacji, co wtedy, kiedy uciekłam z domu Michael'a. Siedziałam tak w tym uścisku przez jakiś czas, do puki się nie uspokoiłam i nie czułam lepiej. Odsunęłam się od niego i usiadłam po turecku po czym zaczęłam oczekiwać odpowiedzi, której natychmiastowo mi udzielił.
- Wiesz... Ja nie mam wytłumaczenia. Ja cię okłamałem, ale nie wiem co więcej ci powiedzieć. - Spuścił głowę, a ja pokręciłam głową w dezorientacji. 
- Daj mi czas... Daj mi cholerny czas! - Zorientowałam się, że moje ciało trzęsie się, a moje policzki na nowo stały się mokre. On tylko kiwnął głową i zaczął kierować się do wyjścia. Po chwili usłyszałam jak drzwi się zamykają, a ja pogrążyłam się w samotności.
Po jakiejś chwili po jego wyjściu, ocknęłam się i pobiegłam szukać kartki i jakiegoś długopisu. Musiałam przypomnieć sobie ten adres. I właśnie wtedy coś się we mnie ruszyło i znowu miałam tę wizję. Kiedy znalazłam kartkę i długopis, zapisałam sobie wszystko i zaczęłam się ubierać. Pamiętam gadkę Michael'a o tym, że mam w nocy uważać, i tak zrobię. Ubrałam granatową bluzkę bez rękawów, skórzaną czarną kurtkę, czarne rurki i do tego jakieś trampki. Wybrałam te skrzydła, które budzą postrach u mojego brata i po chwili wyszłam z domu. Spojrzałam na kartkę papieru, na której był zapisany adres i skupiłam się, żebym mogła znaleźć tam drogę. Zobaczyłam, że ten dom jest pięć ulic dalej, ale dla mnie to była błahostka. Automatycznie, kiedy pojawiają się moje skrzydła, ja znikam i jestem dla ludzi niewidzialna, ale tylko gdy tak chcę, więc tutaj jest plus dla mnie. Kiedy chcę ukazać się człowiekowi mogę to zrobić, a jeśli nie chcę to nie muszę. Podobno kiedy znalazłabym się w towarzystwie dzieci, to dla nich byłabym zauważalna. Ale nie ważne teraz jest to, tylko ten chłopak z wizji i adres. Wzbiłam się w powietrze i poleciałam w stronę, gdzie mi kazano. Po drodze widziałam dużo aniołów. Te dobre jak i te złe. Na szczęście żadne z nich mnie nie zauważyło, a ja szybko dotarłam na miejsce. Wleciałam przez okno, które było otwarte, za co podziękowałam Bogu. Nie chciałabym się wkradać do jego domu. Ale z resztą to jakby włamanie, bo wpadam sobie beztrosko do niego przez okno, a on niczego nie wie. W pokoju było stosunkowo ciemno, ale od światła księżyca dało się zauważyć poszczególne meble no i tego chłopaka... Leżał na kanapie owinięty w koc. Chrapał przez co zachichotałam i zbliżyłam się do niego. Sam w sobie już wyglądał jak anioł. Śliczne brązowe loczki, usta w kolorze różu. Jednym słowem był piękny. Zbliżyłam dłoń do jego twarzy i lekko przejechałam nią po policzku na co on uśmiechnął się słodko. Już nie opiszę, jak zadziałały na mnie te dołeczki. Dotknęłam dłonią jego czoła, by zobaczyć o czym śnił. Serce prawie mi stanęło gdy zobaczyłam jego sen. Śnił o mnie. O nas, całujących się i mówiących, jak bardzo się kochamy... O co w tym wszystkim chodzi?! Dlaczego on ma o mnie sny? Przypadkowo rozejrzałam się po pomieszczeniu, a w oczy rzuciła mi się kartka na stoliku obok zaadresowana prosto do mnie.

"Opiekuj się nim Diano. Następnie dowiesz się jak kochać..."


Co? Dlaczego ja mam się nim opiekować! Wygląda na takiego, który umie się sobą zająć. Muszę pomówić z Michael'em...
Możesz mi powiedzieć, co tak kartka ma znaczyć? - Krzyknęłam na niego, a on mi spokojnie odpowiedział.
~ Uspokój się Diana. To jest Harry. Ma dwadzieścia lat i potrzebuje cię teraz bardziej niż kiedykolwiek, a ta kartka znaczy, że masz się nim opiekować do czasu, aż nie zdasz sobie z czegoś ważnego sprawy... Ukaż mu się teraz, kiedy jeszcze śni. - Powiedział, po czym urwał między nami połączenie. Ale nie odpowiedział mi na pytanie względem drugiego zdania... Co to znaczy, że dowiem się jak kochać? Wcześniej mi coś mówił, że będę mogła się zakochać i spróbować tego wszystkiego, ale co ma z tym wspólnego ten cały Harry? Eh... Ale jak ja mam się mu pokazać? Przecież to nie takie proste. Tutaj potrzeba lat doświadczeń, a ja mam zaledwie szesnaście lat. No, ale spróbuję. Przybliżyłam się do niego i zetknęłam nasze czoła razem i wtedy straciłam kontakt z rzeczywistością...

"Znalazłam się przy jakimś wodospadzie, który był ogromnych rozmiarów. Stałam na brzegu, ale dobrze wiedziałam, że nie jestem tu sama. W wodzie zobaczyłam jego... Chłopaka, który patrzał się na mnie z zachwytem w oczach. Obróciłam głowę i zobaczyłam, że z moich pleców wyrastają ogromne skrzydła. Były piękne, ale przecież ja nie mogę się mu tak pokazać! Cofnęłam się o parę kroków, ale zauważyłam, że chłopak coraz bardziej przybliża się do mnie i przybliża. Kiedy stanął przede mną w całej okazałości, był piękniejszy i wyglądał na starszego. Jego ciało pokrywały ciemne malunki, ale nie straszyły mnie. Raczej działały, jak magnez na żelazo. Przyciągały mnie do niego i nie chciały ustąpić.
- Nareszcie znów mogę cię ujrzeć. - Powiedział wpatrzony we mnie jak w obrazek, a ja automatycznie mu odpowiedziałam.
- A ja ciebie pierwszy raz. - Spojrzał na mnie z czymś w oczach, a ja nie umiałam zgadnąć o co mu chodzi. Wyciągnął ręce w moją stronę, a ja cofnęłam się instynktownie.
- Nie zrobię ci krzywdy. - Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, a ja głupia mu na to pozwoliłam. Złączył nasze usta w pocałunku, który był inny niż wszystkie. Był prawie magiczny, ale ja nie mogę go całować! Ja go nawet nie znam! Odsunęłam się od niego w ten sposób, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Zaczęłam się od niego oddalać, ale on nie chciał mi na to pozwolić. 
- Muszę już iść Harry. - Powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Nie odchodź błagam Cię! Zawsze po pocałunku mnie zostawiasz. Ja... Ja nawet nie wiem, jak masz na imię. - Kiedy to mówił, panika ogarniała jego ciało i umysł, a ja zaśmiałam się cicho. Podeszłam do niego i stanęłam na palcach żeby móc mu powiedzieć.
- Mam na imię Diana. Jestem tutaj przy tobie i cię nie opuszczę, tak? Masz swojego anioła, którego kochasz, czyli mnie... - Tego ostatniego nie planowałam! Wyszło samo z moich ust, a ja nawet nie mogłam tego powstrzymać. Ale jakoś musiałam to rozegrać. Przytuliłam go, co on natychmiast odwzajemnił, po czym pocałowałam jego policzek, który natychmiastowo się zaczerwienił. Odwróciłam się od niego i odeszłam..."

Wróciłam do rzeczywistości chwilę później. Ja chyba nie mogę mieć kolejnego daru, prawda? W każdym razie patrzałam na niego jak śpi i wypowiada tym samym moje imię. Było to słodkie, ale już zbliżał się poranek. A ja musiałam wracać. W tym momencie Harry obudził się i popatrzał na mnie z za mgły. Spanikowałam w jednym momencie... 
- Diana? - Powiedział mrużąc oczy, żeby wyostrzyć wzrok, a ja odruchowo dotknęłam jego policzka po czym wyszeptałam.
- Zawsze tutaj przy tobie będę... - Cofnęłam się od niego i użyłam daru niewidzialności, po czym zniknęłam z jego oczu, a on wydawał się zdezorientowany całym zajściem. Nie widział mnie za co podziękowałam sobie w duchu. Usiadł na kanapie i schował głową w rękach, mówiąc jakieś rzeczy przez co ściągnęłam brwi. Muszę się stąd wyrwać. - Pomyślałam po czym podeszłam do otwartego okna i wymknęłam się z jego pokoju po cichu. Wzbiłam się w powietrze, lecąc ponad dachami, gdy nagle coś we mnie uderzyło...


*Przeczytałaś? >>>> Skomentuj! :)*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heeej! :* 
Mamy 3 rozdział. Szczerze muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tego co napisałam, bo pomysł miałam zupełnie inny. ^-^ Rozdział ma AŻ 4522 słów! <3 

Mam pytanko! 
Czy podoba wam się "spotkanie" Diany i Harry'ego? :) 

Pod ostatnim rozdziałem dostałam parę komentarzy, odnośnie błędów i tych spraw. Jeśli mam być szczera, to nie zawsze zwrócę na to uwagę i bardzo was przepraszam. Co do trzech kropek to mam nadzieję, że jest lepiej, a jeśli chodzi o resztę to postaram się nad tym pracować. Przepraszam, jeśli źle się to czyta. :( 

Internet dostałam w tamten czwartek, więc puki moje 6 GB się nie skończy, będę dla was pisała. Mam nadzieję, że rozdział się choć troszkę podoba. 

Jeszcze 10 dni mojego pobytu nad morzem, a wtedy wracam do domciu! ^-^
JUŻ SIĘ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ <3 

Swoje opinie możecie również wyrażać pod hashtagiem:

Także do zobaczenia w rozdziale 4 Miśki <3 <3 <3 :* :* :* 

7 komentarzy:

  1. Od razu lepiej się czyta, kiedy każde zdanie nie jest zakończone masą kropek, tak przynajmniej sądzę :D Naprawdę ciekawy pomysł na ich spotkanie, bardzo mi się podobało, a błędów już chyba nie zauważyłam. Nie czyta się źle, naprawdę. Było ciekawie, można się czegoś więcej dowiedzieć. Właściwie, to gdzie się nie spojrzy tam anioły xD I ta końcówka... Jestem strasznie zaciekawiona i czekam nn :D

    Pzdr.
    opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny *_*
    Jeśli chodzi o te kropki to mi się chyba też tak lepiej czyta XD
    Hmm.. czy tylko mi się zdaje, że Diana jest do mnie podobna haha, przynajmniej w kwestii szpilek :)
    Poza tym Darry kiss aaaaaww <3 Jaram sie tym tak bardzo jak Michael;em joł *fangirling*
    No cóż życzę ci weny, żebyś się rozwijała tak jak się rozwinęłaś od ss i żebyś się na mnie nie fochała :(
    Twoja Lanka Bananka :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo, cudeńko <3 tak można nazwać ten rozdział :D jeśli chodzi o kropki to rzeczywiście lepiej się czyta ;) weny skarbie :* ~ @annakalbar

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga. Opowiadanie jest cudowne! Podoba mi się pomysł i sposób, w jaki piszesz.
    W sprawie kropek zgadzam się z przedmówcami - teraz czyta się lepiej.
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    Pozdrawiam <3

    PS. Dziękuję za komentarz na moim blogu! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz tutaj i za to, że będziesz czytała skarbie :) Z tymi kropkami, to teraz mam normalnie spam :) Ale cieszę się, że poprawiłam się na tyle, żeby lepiej się to czytało. A z nowym rozdziałem cię zaskoczę, bo możesz spodziewać się go już dzisiaj :)
      Również cię pozdrawiam i cieszę się, że mam nową czytelniczkę <3

      PS. Nie ma za co! ;* <3

      Usuń
  5. Otrzymujesz nominację do the versatile blogger award, szczegóły na http://ukojenie-fanfiction.blogspot.com
    PS świetny blog :)

    OdpowiedzUsuń