czwartek, 21 sierpnia 2014

Chapter 4

*Diana's POV*

Leciałam właśnie od Harry'ego, kiedy z coś we mnie uderzyło. Wynikiem tego wszystkiego okazał się dach, bo runęłam na niego z hukiem. Zderzenie z nim było strasznie bolesne, przez co zaczęłam bluzgać.
- Em... Nic ci nie jest? - Podniosłam głowę, żeby spojrzeć na tego kogoś, ale jak zobaczyłam co mu wyrasta z pleców to byłam już wtedy właściwie przerażona, ale nie chciałam żeby to po mnie poznał...
Już przed chwilą zdążyłam poczuć ten smutek, ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę z kim mam do czynienia...
- Nie... Nic poważnego. - W duchu panikowałam, płakałam i chciałam uciec, a na zewnątrz byłam spokojna jak tafla wody.
- To dobrze. Myślałem, że po tym zderzeniu złamiesz sobie skrzydła kotku. - Kotku?! Może jeszcze malutki albo puszysty co?! Nadal się bałam, ale starałam się znaleźć w sobie odrobinę odwagi przez co mu odpowiedziałam.
- Nie jestem twoim kotkiem. - Po tym myślałam, że jestem najgłupszą anielitką świata! Przecież on mógł mi coś zrobić! Popatrzał na mnie z zaciekawieniem w oczach, ale mu się nie dałam i również skopiowałam jego ruch.
- Jak masz na imię kotku? Wydaje mi się, że cię wcześniej jeszcze nie spotkałem... - Przekrzywił głowę, a ja chciałam przewrócić oczami, ale za bardzo się bałam.
- Diana. A nie widziałeś mnie wcześniej, bo z zasady dobrze potrafię się ukrywać. - Uśmiechnęłam się do niego, a stres tym wszystkim powoli mijał... On również się do mnie uśmiechnął, po czym zaczął się do mnie zbliżać, przez co stres, który się ulatniał, teraz zwiększał się z każdym jego krokiem. Stanął jakieś pół metra ode mnie, a ja starałam się przełknąć gulę w gardle.
- Jestem Nithael... -Po tym ujął moją dłoń i ją pocałował, a mnie przeszły dziwne dreszcze. - Powiedz skarbie gdzie mieszkasz, to cię odprowadzę. - Czy on zdaje sobie sprawę, że mu nie powiem?
- Eh, wiesz... Ja sobie poradzę sama. Nie będę zabierała ci czasu. - Uśmiechnęłam się w jakiś niezdarny sposób i odwróciłam się na pięcie, po czym bez żadnego słowa uciekłam. Moje skrzydła bolały i prosiły o zaprzestanie latania, ale nie chciałam się poddać. Musiałam jakoś dolecieć do domu. Po jakiejś chwili byłam pod drzwiami, które szybko otworzyłam, by wejść do środka. Po ich zamknięciu oparłam się o nie i zaczęłam się dziwnie czuć... Tak jakby ten smutek mnie nie opuścił. Ale, kiedy byłam przy nim, ten smutek nie wydawał się tak silny, jak u tej Luny. W każdym razie wydawał się mniej agresywny czy groźny niż przeciętny upadły. Ciekawa jestem, co by było, gdyby mnie wtedy nie posłuchał i za mną poszedł... A co, jeśli ten dziwak mnie rzeczywiście śledził? Boże, jeśli tak to jestem w bagnie! Muszę szybko iść się odstresować, bo nerwy zjadają mnie żywcem. - Powiedziałam sobie w myślach, po czym udałam się do kuchni. Kiedy otworzyłam lodówkę, zaczęłam się zastanawiać co bym zjadła, ale w końcu doszłam do wniosku, że jedzenie mi nie pomoże, bo po pierwsze nie chcę być gruba, a po drugie, to nie na taki stres. Zamknęłam ją i usiadłam na krzesełku przy wysepce kuchennej. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie popadam w paranoje już od razu po pierwszym spotkaniu upadłego. Ale zastanówmy się nad jego osobą. Z tego co drążyłam zauważyć to jest umięśniony, przystojny no i jak na upadłego to dosyć miły i dziwny. Może był taki bo uważał mnie za upadłą? Jeszcze nie wiem, ale nie chcę wiedzieć, co by było, gdyby się dowiedział, że beztrosko rozmawiał sobie z anielitką, kiedy równie dobrze mógł ją zabić. No, ale, że się nie zorientował to chyba jeden do zera.
- Jeden do zera słyszysz? - Powiedziałam na cały dom i zaśmiałam się dźwięcznie jakbym była pijana, lecz w jednej sekundzie poczułam czyiś uścisk na biodrach i oddech na szyi, a mi odebrało mowę i również nie było mi już tak zabawnie. Przestraszyłam się i już miałam wołać o pomoc, ale oczywiście przypomniało mi się, że nikt by tego nie usłyszał, więc czekałam na jakieś zbawienie. Poczułam jak przysuwa się do mojego ucha, ale to co zostało powiedziane, dało mi do myślenia, a jednocześnie potwierdziło moje wcześniejsze podejrzenia.
- Jeden do jednego kotku. - Zamruczał mi do ucha, a ja myślałam, że spadnę z krzesła! Po tym zaśmiał się wesoło i znikł, a mnie chłód opuścił na dobre... Czyli, że on tu przez cały ten cholerny czas był?! Boże, a co gorsza powiedział jeden do jednego, czyli, że również wiedział o czym myślałam, tak? Jestem na przegranej pozycji, ale z drugiej strony... Skoro wie, że jestem anielitką to dlaczego jeszcze żyję? To jest podejrzane, ale i tak dziękuję za tą łaskawość. Postanowiłam się choć na chwilę przespać, więc poszłam do swojego pokoju po rzeczy. W drodze do niego, rozejrzałam się chyba z milion razy, czy czasem Pan Dziwak się tu gdzieś nie czai. Kiedy upewniłam się, że go nie czuję udałam się po jakieś szorty i bluzkę, w których mogłam spokojnie zasnąć. Przy okazji również wzięłam coś do mycia zębów, do kąpieli w wannie lub prysznicu, bo miałam oba, i zupełnie nie wiem po co, no i jeszcze szczotkę do włosów. Ledwo weszłam do łazienki, bo przy okazji zahaczyłam o stolik nocny, ale dobrze, że nic nie wyleciało mi z rąk, bo podejrzewam, że sięganie po to, to nie lada wyczyn dla kogoś, kto ma zajęte obie ręce. W łazience zdjęłam z siebie ubrania, które były troszkę brudne i wskoczyłam pod prysznic, bo kąpiel w wannie to za przyjemna rozkosz dla ciała i duszy. Jakbym wybrała wannę to podejrzewam, że nie wyszłabym z niej przez tydzień, a prysznic jest szybki i konkretny. Będąc w niej czułam kolejną zagadkę. A mianowicie na jednej ze ścianek prysznica było kilka przycisków, i żeby móc wreszcie poczuć strumienie wody musiałam najpierw odgadnąć w jaki sposób to działa. W oczy rzucił mi się czerwony i niebieski przycisk, więc podejrzewam, że o to chodziło od początku. Wcisnęłam niebieski, ale szybko tego pożałowałam, bo zalała mnie fala lodowatej wody. Krzyknęłam i wcisnęłam z powrotem ten sam przycisk, a woda automatycznie przestała lecieć. Wcisnęłam przycisk czerwony i przyjemne ciepło otuliło moją skórę. Pomyślałam o moich skrzydłach i tym, w jakim one muszą być stanie.
- Ukażcie się! - Krzyknęłam i długo nie musiałam czekać, bo poczułam ich ciężar. Ale tym razem nie były one takie ciężkie, jak wcześniej bywały. W każdym razie znajdowały się w opłakanym stanie.Całe w brudzie i zakurzone, a przecież na białym wygląda to okropnie. Nalałam na rękę żelu do mycia i zaczęłam pocierać brudne miejsca. Nie było to takie proste, ale jak się chce to się potrafi. Ponad godzinę zajęło mi czyszczenie moich skarbów, przez co prawie skończyła się ciepła woda. Przestałam je myć, bo przypomniałam sobie, że jeszcze ja jestem nietknięta. Zaczęłam się namydlać i spłukiwać wszystko. Po półtorej godziny później byłam umyta. Wychodząc z kabiny okryłam się puchatym, beżowym ręcznikiem, który sięgał mi do połowy ud. Podeszłam do umywalki, po czym zaczęłam szczotkować zęby. Ich mycie zajęło mi jakąś chwilę, dlatego teraz przebierałam się w piżamę, czyli krótkie szorty i granatową bluzkę. Wyszłam z łazienki, ale znów poczułam to mrowienie i dostałam kolejnej wizji. Zobaczyłam park, Harry'ego na ławce, a obok niego jakąś torbę. Dokładnie po tym usłyszałam głos Michael'a...
~ Diano idź do niego i mu pomóż. - Co to ma znaczyć "idź i mu pomóż"? Przecież bez tego jego zdania, też bym poszła, bo się nim mam opiekować, tak? W każdym razie przerwał mi w porę...
- Eh... Czyli ze spania nici! Fajnie, dzięki Harry! - Podeszłam do szafy, żeby się przebrać. Wyciągnęłam bieliznę, niebieskie rurki, białą bokserkę i czerwone air max'y. Ubrałam się i kiedy chciałam wyjść z domu dostałam zachcianki. Mianowicie zachciało mi się banana. Mam do nich uraz po ostatnim razie z moim bratem, ale teraz na to nie zwracam uwagi. Skierowałam się do kuchni po pana banana i chwilę później wyszłam z domu opracowując trasę do parku i mojego podopiecznego. Musiałam przejść na drugą stronę ulicy. Myślałam, że będę musiała iść gdzieś dalej niż jego mieszkanie, a tu proszę! Ruszyłam z miejsca, bo zorientowałam się, że stoję na środku chodnika, a ludzie się na mnie krzywo patrzą. Zatrzymałam się na pasach i kiedy zapaliło się światło zielone poszłam dalej. Droga nie byłaby taka długa, gdyby nie jakiś facet, który namawiał mnie do wzięcia ulotki. Chyba upierałam się z nim jakieś pięć minut, zanim dał mi spokój! Ten świat jest jeszcze dziwniejszy niż myślałam. W każdym razie nawet nie zauważyłam, że już byłam w parku. Rozejrzałam się po nim, bo był stosunkowo mały, ale to tylko poszło mi na rękę, bo szybko go dojrzałam. Siedział na ławce z twarzą schowaną w dłoniach, a obok niego była ta torba z wizji. Zastanawiała mnie jedna rzecz. A mianowicie, co się stało, że mój Harry tu siedzi... CO?! Jaki mój! On nie jest mój i nigdy nie będzie. Ble... No, ale mój pod względem, że jest moim podopiecznym, to tak.
- Eh! Raz kozie śmierć. Idę do ciebie. - Powiedziałam sama do siebie i ruszyłam z miejsca. Tak naprawdę to bałam się z nim porozmawiać, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Podeszłam do niego niepewnie, ale on nawet mnie nie widział. Usiadłam obok niego na ławce z wielkimi oczami, bo się cholernie bałam. Głupia jesteś! Czego ty się boisz? Zagadać? Weź nie ośmieszaj się, tylko to zrób! - Moja podświadomość zwyciężyła. No dobrze zrobię to! - Powiedziałam do siebie w myślach po czym odwróciłam się do chłopaka. Nadal nie był niczego świadomy przez twarz w swoich dłoniach, ale może to dobrze? Położyłam swoją dłoń na jego ramieniu, a on się wzdrygnął i przestraszony na mnie spojrzał.
- Nie, proszę nie bój się mnie! Chciałam tylko zapytać czy wszystko z tobą w porządku... - Powiedziałam to wszystko spanikowana, bo nie miałam pojęcia jak zareaguje, ale on się tylko uśmiechnął... Słodko uśmiechnął. O Boże, wypluj to Diana!
- Nie, spokojnie... Nie spodziewałem się tylko, że ktoś się mną zainteresuje. - Uśmiechnął się jakby sam do siebie i spojrzał na mnie tymi zielonymi oczami, które zaparły mi dech w piersi i nawet sama nie wiem dlaczego. - Harry. - Podał mi rękę do uścisku, a ja ją uścisnęłam.
- Wiem ,to znaczy Diana! Mam na imię Diana. - Powiedziałam spanikowana, a on zaśmiał się z mojej plątaniny słów. W duszy moja ręka spotkała się z twarzą. Jak można się tak zapomnieć?
-Ile masz lat? - Spytał, a ja myślałam czy by nie skłamać, ale z drugiej strony, niby dlaczego miałabym tak postąpić? Chyba może wiedzieć ile mam lat...
- Em... Szesnaście. A ty? - Dziwnie było mi się go pytać ile ma lat. Przecież to wiem, ale jeszcze dziwniej mówić o sobie.
- Dwadzieścia... Co tu robisz tak w ogóle? - Samo to, że mówi mi ile ma lat mnie dziwi. Spytał, a ja znalazłam się w kropce. Co mu odpowiedzieć?
- Em... Poszłam na spacer i zaszłam do parku, gdzie zobaczyłam ciebie, no i tak jakoś mnie zaciekawiłeś, no i bam. Jestem. - Zaśmiałam się przy tym nerwowo, bo nie chciałam wyjść na jakąś laskę z obsesją, która go śledzi. On tylko pokiwał twierdząco głową i przyjrzał mi się dokładniej mrużąc oczy. Może powinnam zadać mu to samo pytanie? No nie wiem, sprawdźmy to.
- A co ty tu robisz? - Nawet po tym pytaniu nie oderwał ode mnie wzroku, a ja coraz bardziej się zawstydzałam, choć nie wiem czym.
- Em... Nie sądzę, że chciałabyś tego posłuchać. W dodatku trochę jest spraw osobistych, więc wiesz... - Spuścił wzrok, a ja miałam haka.
- Ale ja nie powiedziałam, żebyś mi mówił historię ze swojego życia, tylko co tutaj robisz. Na to pytanie możesz odpowiedzieć nie tłumacząc mi się z niczego. - Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, a on odpowiedział tym samym, przez co poczułam się odrobinę pewniej u jego boku.
- Jesteś sprytna Diano... - Z momentem, kiedy wypowiedział moje imię wyglądał jakby zaczął kojarzyć fakty, przez co się spięłam jeszcze bardziej. Ale zaraz później zaczął mówić. - Jestem tu ponieważ nie mam dokąd iść... - Widziałam wyraźnie, jak na jego twarz wstępuje smutek tym co musiało się stać. Coś we mnie drgnęło by go dotknąć, pocieszyć lub przytulić, ale nie chciałam się narzucać. Ale czekaj czekaj... Wiem co zrobię!
- Nie wiem zbytnio co ci odpowiedzieć, ale wiem, co mogę zrobić. - Popatrzał się na mnie zaciekawiony, a ja uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. - Zapraszam cię do siebie.
- Co? Nie, ja... Ja nie chcę ci się narzucać. Na pewno twoi rodzice się nie zgodzą...
- Mieszkam sama Harry, nie krępuj się. Choć ze mną. - Wyciągnęłam do niego dłoń, ale on zaprzeczył, przez co zrobiło mi się smutno. - Dlaczego nie?
- Słuchaj, jestem okropnie wdzięczny, że chcesz mi pomóc, ale nie mogę cię tak wykorzystywać Diana. Dziękuję za wszystko, ale nie skorzystam... - No myślałam, że zaraz eksploduje! To ja się tu wysilam i robię coś co chcę i poniekąd nie chcę, a ten mi mówi, że nie?! No trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Muszę go namówić, bo to ułatwi mi moje zadanie!
- Nie ośmieszaj się dobra?! Chcesz siedzieć tu w parku, albo tułać się z kąta w kąt tylko po to, żeby nie mieć gdzie pójść?! No zastanów się! Nawet bezdomny byłby wdzięczny i od razu by się zgodził, a ty nie musisz udawać, że tego nie potrzebujesz! - Krzyknęłam na niego i cofnęłam kilka kroków w tył. - Mam dość, idę stąd. Starałam się być miła i ci pomóc, ale jak masz to centralnie w dupie to to już nie jest moja sprawa. Pa Harry. - Powiedziałam po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam od niego. Mam swoje zdanie, że z debilami nie gadam. Nie umiał się zdecydować, więc nie będę się nim przejmować. Chciałam mu pomóc to nie, bo mnie wykorzysta. Wykorzystałby mnie, jakby sam mi się wpraszał do domu. Jakim idiotą trzeba być, żeby nie skorzystać. Bo to uszkodzi jego ego. Serio się ośmieszył... Byłam tak zamyślona, że nawet nie usłyszałam, jak ktoś mnie woła. Obróciłam się i zobaczyłam Harry'ego, który jednocześnie biegnie w moją stronę z torbą w ręku i mnie woła. Stanęłam i przemyślałam swoją decyzję. Jeśli teraz dalej ruszę może sobie odpuścić, a jeśli poczekam tak jak teraz to będę miała go na karku... O ile się zdecydował. Podbiegł do mnie zdyszany, ale szczęśliwy. Ciekawa jestem czym jest taki szczęśliwy.
- Jezu dzięki, że na mnie poczekałaś! Masz niezłą kondycję mała. - Ręką przeczesał włosy, a ja byłam w transie. On jest taki doskonały... Boże, czy ja właśnie powiedziałam, że ten facet jest doskonały? Staczam się i to poważnie.
- Nie mów do mnie mała! Do rzeczy Harry. - Tak całkiem serio, to dlaczego on nazwał mnie małą? No wiem, że jestem mała, ale czuję, że to ma drugie dno. W każdym razie widziałam jak się spina i dało mi to satysfakcję.
- No, więc przepraszam za tamto. Nie przywykłem do tego, że ktoś wyciąga do mnie rękę z chęcią pomocy. Zawsze musiałem sobie radzić sam... - Podrapał się po karku, w geście zakłopotania, a ja pokiwałam głową. - Ale dobrze. Zgadzam się do ciebie pójść. Tylko proszę nie gniewaj się za tamto. - Z wielkim uśmiechem złączyłam nasze dłonie i zaczęłam kierować się w stronę domu. Nagle Harry stanął, a ja popatrzałam na niego marszcząc brwi. - Jeszcze jedno. - Popatrzał się na mnie przy czym łobuzerski uśmiech wtargnął na jego już i tak rozweseloną twarz. Przybliżył się do mnie, a ja miałam wielkie oczy. W jednej chwili poczułam jego usta na moim rozpalonym policzku, a ja myślałam, że teraz płonę. Moje policzki piekły jak jeszcze nigdy i założę się, że spaliłam buraka, przez co spuściłam wzrok. - Piękna jesteś gdy się rumienisz mała. - W jednej chwili popatrzałam na niego i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Chodźmy już... - Powiedziałam zakłopotana, a on się zaśmiał. Nie wiem dlaczego, ale gdy usłyszałam od niego, że jestem śliczna było mi tak jakoś cieplej na sercu. Zaraz to zignorowałam i powróciłam do rzeczywistości. Nagle zdałam sobie sprawę, że ciągle trzymam go za rękę. Ale nie wyrywa się, nie zaprzecza, nie dyskutuje... Czyli on chce żebym go trzymała? Eh, dobrze Harry, bądź moim dzidziusiem. - Pomyślałam sobie i przypomniało mi się, jak kiedyś, razem z Gabrielem bawiłam się w dom. On był mężem, ja żoną i wychowywaliśmy lalkę, którą dostałam w dzień moich szóstych urodzin. Dałam jej na imię Sara. Śmiała się, płakała i mówiła jak normalne dziecko. Straciłam tę lalkę w wieku dziewięciu lat. Bawiłam się nią na łące razem z Gabrielem i Michael'em i kiedy mieliśmy wracać, zostawiłam ją tam, najnormalniej w świecie zapominając o niej. Już więcej jej nie zobaczyłam. Z zamyślenia wyrwał mnie Harry.
- Dlaczego stoimy? - Spojrzałam się na niego, a on pokręcił głową.
- Pasy skarbie. - Popatrzałam się przed siebie i rzeczywiście były tam pasy. Odwróciłam się z powrotem do Harry'ego, a on uśmiechnął się do mnie rozbawiony. Czy on jak raz może do mnie nie mówić zdrobniale? Czy ja mówię do niego kocie, miśku i jeszcze nie wiadomo co? No błagam! Zwykłe Diana mu nie wystarcza?
- Nie mów do mnie skarbie! - Skrzyżowałam ręce i odwróciłam głowę w inną stronę na co ten się zaśmiał.
- Diana... - Podszedł do mnie, przytulił mnie od tyłu. Zrobiło mi się dziwnie gorąco, bo samo to, że przytula mnie człowiek było inne. - Nie strzelaj focha, bo nie masz o co. - Odwróciłam się do niego, a nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko. Odsunęłam się od niego w miarę łagodnie, po czym zwróciłam się w stronę świateł. Nie złapałam go ponownie za rękę, bo pomyślałam, że to nie będzie konieczne. Poza tym czułam się dość nieswojo, kiedy zdałam sobie z tego sprawę. Kiedy zapaliło się zielone, ruszyłam się z miejsca tak jak Harry. Zachowywał się troszkę jak pies na smyczy... Nie chciałam żeby tak było, ale co mogłam zrobić? Powiedzieć mu: Słuchaj, nikt cię nie więzi, więc, jak chcesz, to możesz iść? Nie! Na pewno mu tak nie powiem. Potrzebuje go bynajmniej do tego, by móc go kontrolować. Kiedy dochodziłam do domu, zastanawiałam się przez cały czas, czemu tak dziwnie się przy nim czuje... Kiedy patrzę w jego oczy to mam wrażenie, że w nich tonę. Gdy widzę jego dołeczki, to aż sama się uśmiecham. Te jego loczki są słodkie i myślę, że zabawnie byłoby wpleść w nie swoje palce. Sama się teraz dziwię, że o tym myślę. To by było niedorzeczne gdybym kochała człowieka. Moje myśli przerwało wejście do mojego mieszkania. Ale zaraz moja bezradność przerodziła się w złość. Po moim mieszkaniu beztrosko sobie chodził mój braciszek!
- Co ty tu robisz do ciężkiej cholery?! Wynoś się stąd albo sama cię wykopie! - Powiedziałam i czułam, jak Harry się spina i zastanawia, czy dobrze zrobił przychodząc tutaj, a mój braciszek w przerażeniu stoi w moim salonie i patrzy na mnie, jak na jakiegoś mordercę! Jego zarys twarzy zmienił się kiedy zauważył Harry'ego. Był teraz tak samo wściekły jak ja. Aha, czyli bez porozumienia się nie obejdzie.
- Diana możesz mi wyjaśnić kim on jest?! - Powiedział zaciskając zęby. Widziałam dokładnie, jak jego oczy stają się czarne. Czyli Harry jest w niebezpieczeństwie.
- Słuchaj Gabriel. Jeśli go tkniesz choćby palcem, i stanie mu się coś, to przysięgam na Boga, że długo tu nie zabawisz! Przysięgam! - Byłam tak zdeterminowana by mu pomóc, że sama nie wiem dlaczego. Ale muszę go chronić, bo... Po prostu muszę!
- Kim on jest i co on robi w twoim domu?! - Wykrzyczał i podszedł do mnie na niebezpieczną odległość. Muszę przyznać, że trochę się bałam. Ale zanim zdążyłam się odezwać, Harry mnie wyprzedził.
- Gówno cię to obchodzi małolacie, co tu robię i kim jestem. Zrób jej coś, to osobiście obiję ci mordę. - Odwróciłam się do Harry'ego, a on popatrzał na mnie zmartwiony lecz nadal stanowczy dla Gabriela.
On nic sobie z tego nie zrobił i tak po prostu mnie uderzył z taką siłą, że poleciałam z hukiem na panele. Mój brat mnie uderzył. Ten, który przez ostatnie szesnaście lat życia, był dla mnie wzorem do naśladowania i jedynym, którego traktowałam ponad to wszystko. Czułam jak mój policzek w szybkim tempie zaczyna boleć i jak moje łzy przejmują kontrolę nad moim ciałem. Kątem oka zobaczyłam, że Harry rzucił się na mojego brata i ma nad nim niezwykłą przewagę. Bił go pięściami po twarzy bez opamiętania, a mój braciszek również starał się go uderzyć, ale nie wychodziło mu to. Musiałam coś zrobić, bo by go chyba zabił. Podeszłam do nich i wtuliłam się w plecy Harry'ego, który nadal go bił.
- Harry, proszę cię, przestań. Nic mi nie jest... - Zaprzestał kolejnego uderzenia i czułam, jak jego mięśnie rozluźniają się gdy mnie poczuł przy sobie. Tak. Użyłam teraz mojego daru, choć nie powinnam. Ale nie chciałam by się mścił za coś, co mi się dzieje. Odwrócił się do mnie tym samym schodząc z niego. Kiedy zobaczył mój policzek, ja tylko spuściłam głowę, bo nie wiedziałam co mam robić.
- Popatrz na mnie skarbie... - Spojrzałam się na niego i już nawet nie zwracałam uwagi na to zdrobnienie. - Już nigdy nie pozwolę, żeby stała ci się jakaś krzywda, dobrze? - Pogłaskał przy tym mój napuchnięty policzek, przez co zamknęłam oczy i pokiwałam tylko głową. Oddałam się jego dotykowi, bo był jak lekarstwo, choć sama nie wiem dlaczego. Jedyne co wiem to to, że przy nim nic nie wiem. Poczułam jak pociąga mnie na siebie, a ja nie miałam możliwości zareagowania, przez co tylko poleciałam na jego uda. Patrzyłam na niego w ciszy, a on kopiował wszystkie moje ruchy.
- Dlaczego mówisz, że już na to nie pozwolisz... Nie masz na to wpływu. Nie w tym świecie żyjesz. - Wiedziałam, że za dużo nie powinnam mówić, ale raczej tym chciałam go uświadomić, że nie zawsze człowiek będzie mógł ocalić anioła.
- Nie ważne dlaczego to mówię, Diana. I jeśli tylko mi pozwolisz to wprowadź mnie w ten świat, a będę miał na to wszystko wpływ. - Popatrzałam się na niego z niedowierzaniem, bo to tak jakby on prosił, żebym mu się ukazała. No chyba, że mówił o czymś jeszcze, ale zignorowałam to wszystko i po prostu wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia, a on przytulił mnie mocniej, tak, jakbym miała mu uciec, gdzieś daleko, gdzie nie sposób byłoby mnie dogonić. Przypomniało mi się, że mój brat ciągle leży obok, bo zaczął jęczeć z bólu.
- Em... Co z nim zrobimy? - Powiedziałam po czym wskazałam głową na Gabriela, który powoli dochodził do siebie. Nie chciałam, żeby Harry zobaczył, jak jego zakrwawiony nos i podbite oko stają się normalne po trzydziestu minutach. To by było co najmniej dziwne. Nie mówiąc już o moim policzku, który przez cały czas pulsował. Musiałam jego i siebie jakoś podtrzymać na takim wyglądzie, bo Harry nie wygląda na głupiego i szybko się zorientuje, że coś jest z nami nie tak. - Harry... Przyniósł byś mi coś na ten policzek? Strasznie piecze. - Popatrzałam na niego w nadziei, a on zgodził się bez słowa. Zeszłam z niego, a on pierwsze co zrobił to ruszył do kuchni. Kiedy znikł za jej drzwiami, szybko ruszyłam do brata, bo miałam mało czasu.
- Słuchaj no mnie. Jeśli przyjdzie ci do głowy coś podobnego w innym czasie to osobiście się z tobą policzę, z Harry'm obok mnie czy bez. Więc zmiataj stąd, puki mam jeszcze cierpliwość. - Kiedy mówiłam to wszystko, byłam jakby w stanie transu. Oczy miałam czarne i byłam złowrogo nastawiona. Mój brat, jak to on, gdy jesteśmy sam na sam, już nie zgrywał takiego chojraka i pozbierał się z prędkością światła z podłogi, a kiedy był już przy drzwiach powiedziałam coś co miałam nadzieję, że do niego przemówi.
- Jeśli jeszcze raz bez mojej wiedzy zjawisz się w moim domu to osobiście poproszę Nithael'a, żeby się tobą zajął. - Powiedziałam srogo i poczułam, gdy wypowiedziałam jego imię, ten chłód. Znaczy, że tu był. Mój brat stanął, jak osłupiały i odwrócił się do mnie powolnie, i choć nie przesadzam, to zrobił to w mega ślimaczym tempie. Chłód i przygnębienie było to samo, czyli to na pewno jest on. W sumie to nawet nie wiedziałam, że mogę przywołać go imieniem. Trochę się nadal bałam, ale od razu skojarzyłam, że wtedy w kuchni mnie nie zabił. Więc będę się starała wytrwać jak najdłużej, nie bojąc się go.Poczułam, jak ktoś owija swoje ręce wokół mojego pasa i przyciąga do siebie. Nie reagowałam, tylko mu na to pozwoliłam, bo po części chciałam upewnić, czy rzeczywiście jestem bezpieczna i chciałam zobaczyć reakcje brata. Moje plecy dotknęły jego klatki piersiowej, a ja wiedziałam, że się uśmiecha. Pochylił głowę i tym samym pocałował mnie w policzek. Miałam na to zareagować, ale powstrzymałam się i pogodziłam się z losem. Potem czułam, jak odsuwa mnie delikatnie od siebie i zaczyna iść w stronę mojego brata. Gabriel, kiedy tylko zauważył, że upadły do niego idzie, stał się biały jak kreda. Nie wiedziałam jak zareaguje Nithael, więc szybko złapałam go za ramię, przez co popatrzał na mnie zdezorientowany.
- Proszę nie rób mu krzywdy. Błagam cię! - Byłam w stanie nawet klęknąć na kolanach, żeby tylko nic mu nie zrobił. Ten tylko spokojnie pocałował mnie w czoło i powiedział coś, przez co moja obawa poniekąd znikła.
- Troszkę go tylko postraszę kotku. Nic mu się nie stanie, ale jeśli jeszcze raz zrobi ci to, co przed chwilą, to wyrwę mu gardło i rzucę psom na pożarcie. - Teraz jego wzrok był skierowany na mojego brata, który dosłownie mdlał przy drzwiach ze strachu. Nithael podszedł do niego, złapał go za szyję i uniósł. Musiałam zakryć ręką twarz, bo to było straszne. Podeszłam do nich bliżej i dokładnie słyszałam, co mu powiedział.
- Dokładnie tak samo jak Diana powiedziała. Zjaw się w jej domu bez zapowiedzi lub uderz ją ponownie to albo ona zrobi z tobą porządek, albo ja sam. Módl się, żeby jednak to była ona, bo ja nie miałbym skrupułów, żeby wyrwać ci gardło. A teraz powiedz mi, po co byłeś u niej w domu. - Patrzał się na niego spokojnie, ale to była umiejętność, jaką uczył się pewnie przez lata. Gabriel był w szoku i nie odpowiedział mu nic. W sumie to też chciałam wiedzieć, po co go tu przywiało. Nithael przycisnął go mocniej do drzwi, a ten od razu zasygnalizował, że powie.
- Miałem nadzieję, że Diana się zastanowiła i chce mi wybaczyć. - Przy tym jąkał się, jakby miał zostać za chwilę skazany na wieczną mękę. A w dodatku myślał, że mu wybaczę! Wczoraj też u mnie był i jeszcze śmiał mnie pocałować! Musiałam się wtrącić, bo chęć tego zżerała mnie od środka.
- Jak mam ci wybaczyć?! Wczoraj też tu byłeś, a niedawno jeszcze mi groziłeś! A dzisiaj? Weź nie ośmieszaj się i zniknij z mojego życia! - Powiedziałam i czułam jak moje oczy znowu zalewają się słoną cieczą. Z moimi słowami poczułam jak drzwi frontowe otwierają się, a mój brat wybiega wystraszony na ulicę gdzie skręcił w lewo. Chwilę po tym zdarzeniu już go nie widziałam. Odwróciłam się do Nithael'a, który patrzył na mnie spokojnie i z nie zachwianą równowagą. Podeszłam do niego i spojrzałam się na niego.
- Słuchaj... Dziękuję za wszystko i za to, że go nie zabiłeś. - Nieśmiałość w moim głosie zauważył chyba od razu, bo pokiwał przecząco głową.
- Nie, to ja dziękuję, że mnie wezwałaś. Widziałem całą sytuację i już wcześniej chciałem interweniować, ale Harry był szybszy. Nawet nieźle sobie radzi jak na śmiertelnika. A co do ciebie aniołku. Uważaj na siebie i nie wplątuj w takie rzeczy kotku. - Powiedział po czym pocałował mnie w czoło i odsunął się. Już było mi wszystko jedno co oni robią bylebym była bezpieczna.
- No właśnie, co się stało Harry'emu? Już dawno powinien tu być... - Zaczęłam się martwić, bo ta akcja z moim bratem musiała trwać więcej niż pięć minut.
- Nie martw się, nic mu nie jest. Kiedy ja tutaj jestem, czas dla śmiertelników zatrzymuje się. Zapewne stoi w kuchni przy lodówce i szuka ci coś na ten policzek, który wygląda już prawie normalnie. - Zaśmiał się, a ja pacnęłam go ręką w ramię. Musiałam sobie jakoś pomóc z tym policzkiem, bo jak się Harry spostrzeże to będzie tragedia. - Słuchaj mogę ci z nim pomóc. Podejdź do mnie bliżej. - Powiedział, po czym zrobiłam jak kazał. Złapał mój policzek w swoją dłoń, a następnie poczułam jak policzek troszeczkę pobolewa. Kiedy ból zniknął, Nithael odsunął rękę i spojrzał na swoją robotę.
- Jak to wygląda? - Zapytałam go, a on powiedział zgodnie z prawdą.
- Dobrze. Dość realistycznie, żeby Harry nic nie zobaczył. Utrzyma się do dwóch, może trzech dni. To dość lekki siniak więc szybko zniknie. Muszę już iść, ale uważaj na siebie. Trzymaj się Harry'ego, bo on jest dobry w te klocki. - Puścił mi oczko i zaczął znikać, a ja dostałam objawienia. Teraz albo nigdy!
- Wiesz kim jestem? - Zapytałam, a on zatrzymał się w połowie ruchu i spojrzał na mnie przez ramię. Uśmiechnął się, po czym odpowiedział.
- Od początku kotku. - Chwilę po tym znikł, a czas z powrotem ruszył...


*Przeczytałaś? >>>> Skomentuj! :)*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemka ;) Od razu przepraszam, że tak długo niektóre osoby czekały. Rozdział moim zdaniem jest MEGA, bo napisałam coś, czego w ogóle nie miało tu być. Ogólnie to końcówka miała być inna, ale co tam. Z rozdziałem zaszalałam, bo ma AŻ 4823 słowa

Jeśli macie do mnie pytania odnośnie tego rozdziału lub, jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, to zapraszam do strony "Pytania", gdzie odpowiem na każde zadane pytanie. :) Oraz, możecie również dać komentarz do informowanych, jeśli chcecie, żebym was poinformowała o rozdziałach. :) 

I PYTANKO :)
Czego najmniej spodziewałyście się w tym rozdziale? :) 

UWAGA --->
"Jeśli jest ktoś kto nie ma konta w Google, a czyta mojego bloga, może teraz bez problemu dodawać komentarze. Jednak każdy komentarz, który zostanie umieszczony pod rozdziałem zostanie usunięty, jeśli będzie zawierał spam, jakieś treści obrażające mnie lub mojego bloga ."

Przyjechałam w piątek 15, więc cieszę się, że dodałam rozdział 4 już teraz, i że jestem w domciu! <3 

Również gorąco zachęcam do wykazywania swoich opinii na Twitterze pod hashtagiem, który znajduje się po lewej stronie bloga. 

Także mówię wam do zobaczenia i widzimy się w następnym rozdziale :)
PAPA KOCHANE <3 <3 <3 :* :* :* 

6 komentarzy:

  1. Rozdział jak powiedziałaś MEGA :D najmniej spodziewalam sie Gabriela ;) nie mogę doczekac sie następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba rozdział :) Naprawdę, zaszalałaś, ale ja uwielbiam takie długie teksty. Najbardziej właśnie zaskoczyła mnie ta końcówka. Cieszę się również, że nie dodajesz już co zdanie tych trzech kropek na końcu ;)
    Mam nadzieję, że tym razem dodasz szybciej rozdział :)

    Pzdr
    opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu to opowiadanie mi się tak podoba. A rozdział jest po prostu świetny haha ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę się doczekać następnego niesamowity

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny rozdział :* Wciągnęłaś mnie :) Do następnego ! Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czemu, ale nie lubię Harrego, a Nithaela owszem.

    OdpowiedzUsuń