wtorek, 7 października 2014

Chapter 10

*Diana's POV*

Ta chwila wydawała się taka dobra. To była idealna chwila. Ale długo taka być nie mogła. Nie mogłam sobie nigdy na to pozwolić. Tylko to trzymało mnie przy zdrowych zmysłach. Normalnie to pewnie bym go pocałowała, ale nie pozwolę sobie być jedną z wielu. Nie chcę tego. Nie chcę przeżywać jakichś uczuć, które będą tylko chwilowe. Po drugie, nie mogłabym być z Harry'm. To nie ma przyszłości. Żadnej wręcz. W końcu by się przecież dowiedział, a w moim życiu już nie byłoby tak kolorowo jak jest teraz, lub potrafi być. Musiałby się chyba zdarzyć jakiś cud, żeby mnie uchronić od czegoś, co miało zaraz się stać. Przycisnęłam się bardziej do drzewa, aż plecy mnie zabolały.




W tym właśnie momencie coś zaczęło wydawać monotonny dźwięk. Harry z frustracji, aż zamknął oczy, a jego usta ułożyły się w cieniutką linię. Wyjął urządzenie z kieszeni i przyłożył do ucha.
- Tak?... Gemma nie teraz... Co takiego?! - Tutaj jakby zamarł, a ja wiedziałam, że dzieje się coś złego. Dotknęłam jego ramienia ręką i zbliżyłam się do niego. Czułam, jaka złość i stres przez niego przemawia. - Boże... Zaraz będę! Nie wychodź z domu pod żadnym pozorem! Już idę! - Odsunął telefon od ucha, po czym złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia z parku. Czułam, jakie katusze przeżywa właśnie mój nadgarstek, ale bardziej zastanawiało mnie to co się dzieje.
- Harry co się stało? - Myślałam, że coś mi odpowie. Cokolwiek by mi powiedział, a nie ciągnął do wyjścia. Nie odpuszczę mu, a i tak się dowiem. Tylko nie rozumiem, dlaczego mnie tak traktuje! To sprawia mi ból, a zaciskanie ręki na moim nadgarstku wcale nie pomaga!
- Ciągnąć to ty możesz psa, a nie mnie! - Powiedziałam głośniej, na co przystanął na chwilę, ale nie odwrócił się do mnie. Wyrwałam mu rękę z uścisku, bo miałam właściwie dość. Zachowywał się, jakbym była co najmniej jego własnością!
- Co ty robisz? Chodź do cholery! - Krzyknął na mnie, a ja już nie wytrzymałam. Tak po prostu się odwróciłam i odeszłam. Najbardziej jednak zdziwiło mnie to, że nawet za mną nie wołał. Gdy idąc drogą, odwróciłam się. Harry właśnie odjeżdżał swoim samochodem. Ale widocznie ten problem był ważniejszy niż ja. Oczywiście, rozumiem, że mogło się coś stać, ale przynajmniej mógł mnie spróbować uspokoić, lub chociaż powiedzieć cokolwiek. Nie obraziłabym się. Już nawet to, że jestem nad Tamizą i jest tu tak pięknie mi nie pomaga. W pewnym momencie, ktoś złapał mnie za rękę, a że był za mną to nie wiedziałam kto to. Odwróciłam się i o mało co nie dostałam zawału.
- Camille! - Rzuciłam się jej na szyję, a ona przytuliła mnie najmocniej, jak umiała. - Tak strasznie tęskniłam!
- Ja też skarbie! Przepraszam cię za taką zwłokę, ale nie było mnie chwilowo w Londynie. Już dawno bym przyszła i pomogła w wielu sprawach! - Znowu mnie przytuliła, a ja oczywiście nie odrzuciłam jej.
- To ja przepraszam! To ja powinnam iść cię przeprosić. Nie ty mnie teraz. A tak w ogóle to co ty tutaj robisz? - Zapytałam się jej, a ona natychmiast mi odpowiedziała.
- Szukałam i znalazłam cię tutaj z Harry'm. Tak słodko razem wyglądacie! Ten gest z różą był taki romantyczny! I jeszcze ten moment, kiedy prawie się pocałowaliście...Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ten zasrany telefon! - Tutaj zrobiła grymas, ale kontynuowała. - A tak właściwie, to dlaczego go nie chciałaś pocałować? - Pytanie w sumie bardzo proste. Te cholerne zakazy. Nic nie poradzę, że one są.
- Przecież wiesz o zakazach... A po drugie boję się. Bo, w końcu przyjdzie taki dzień, że się wyda moja natura. - Powiedziałam, a ona przewróciła oczami.
- Słuchaj, te zakazy to nie zakazy. Myślę, że to jedynie na pokaz. Oni wmawiają, że nie można tylu rzeczy, a jak byłam z moim chłopakiem w klubie, to...
- Zaczekaj! Masz chłopaka? - Przerwałam jej, a ona zaczęła się nakręcać.
- Tak! Jest cudowny i romantyczny! Ma na imię Jack, jest szatynem, umięśniony, jak nie wiem co, no i teraz padniesz. Jest człowiekiem! - Co?! Czy ona totalnie zwariowała?
- Na głowę upadłaś?! Przecież nie możesz! - Popatrzała się na mnie z miną 'oh, naprawdę?', przez co już całkiem nic nie rozumiałam.
- Na głowę nie upadłam. Pamiętaj, że mam osiemnaście lat, a ty szesnaście. Wiem więcej niż możesz sobie wyobrazić. - Tutaj poruszała zabawnie brwiami, a ja pokiwałam głową z przymusowym uśmiechem. Skąd wiem, że wyczuła nieszczerość? Podeszła do mnie i zaczęła mi wszystko tłumaczyć. - Zaufaj mi, że te zakazy to nic takiego. Em... Co miałaś napisane na kartce, kiedy pierwszy raz go spotkałaś? - Zapytała, a tamta chwila wróciła do mnie jak za uderzeniem.
- No pisało, że to jest Harry, że mam się nim opiekować i... - Tutaj urwałam. Nawet nie wiem dlaczego. Może to spowodowane jest zbliżającą się prawdą, która właśnie do mnie dotarła?
- I? Diana mów, że no! - Pogoniła mnie, a ja jakbym się ocknęła.
- No... Pisało też to, że poznam co to miłość... - Popatrzałam się na nią, a ona jak na siłę chciała zatrzymać emocje, ale niestety nie udało jej się to.
- To ty nic nie rozumiesz?! Przecież w tym zdaniu jest całe twoje zadanie na tej ziemi! - Krzyknęła, a ja ściągnęłam brwi. Nic z tego nie rozumiałam. - Dobra nie ważne. Sądzę, że ważniejszy był ten telefon od Gemmy. - Teraz na nią spojrzałam już całkowicie poważnie. Przeczuwałam przecież, że coś złego się stało, lub dopiero dzieje.
- O czym oni rozmawiali Camille? - Mogłoby to się wydawać bardzo oficjalne, ale ta chwila wydawała mi się ważna, a nawet czułam, że taka jest.
- W prawdzie nie słusznie się zezłościłam, bo to ważne. Ktoś jest przed, albo nawet już w jej domu, a Gemma jest sama. Mówiła, że się boi, i żeby Harry coś zrobił. - Powiedziała szybko, ale nic nie ominęło moich uszu.
- Lecę tam. Muszę sprawdzić czy wszystko z nią dobrze. Pomóż mi Camille, bo sama sobie nie dam rady. - Dziewczyna tylko pokiwała głową na tak, więc czym prędzej rozłożyłyśmy swoje skrzydła i wzbiłyśmy się w powietrze. Już nawet nie trudziłam się, by robić z siebie niewidzialną, ale skrzydła zmieniłam. Namierzyłam szybko dom Gemmy, a samochód Harry'ego. Zostało mu do niej około trzech minut drogi nie licząc świateł, które tutaj potrafią doprowadzić do szału. Jest szansa i to nawet duża, że będziemy przed nim. Leciałyśmy w naprawdę błyskawicznym tempie. Z wielkim hukiem wylądowałyśmy przed jej domem. Moje skrzydła zrobiły niezły podmuch, bo aż drzewa i samochody się ruszyły. To zbytnio nie było takie ważne, dlatego ruszyłam pędem do drzwi, a zaraz za mną była Cami. Weszłyśmy do jej domu. Ku mojemu zdziwieniu nie było w nim jednego człowieka tylko, aż pięciu! Wszyscy czegoś szukali i wszystko demolowali. Pobiegłyśmy szybko szukać Gemmy. Dobrze, że żaden nas nie zauważył. Wiedziałam, że Harry jest coraz bliżej i niepokoiłam się także o niego. Widziałam u jednego coś, co wyglądało, jakby było stworzone do zabicia. Zatrzymałam się na chwilę co Camille spostrzegła.
- Diana nie zatrzymuj się, chodź! I tak już jesteśmy w niebezpieczeństwie! - Powiedziała pospiesznie, ale ja miałam inne plany.
- Ty znajdź Gemmę i jej pomóż się stąd wydostać! Ja muszę pomóc Harry'emu. - Chciała zaprzeczyć, ale nie dałam jej takiej szansy. - Masz iść rozumiesz?! Poradzę sobie! Idź już! - Krzyknęłam, a ona w końcu poszła jej szukać. Sama zeszłam na dół, gdzie była piątka obcych ludzi. Wybiegłam z domu nadal niezauważona, po czym czekałam na Harry'ego. Schowałam skrzydła, bo pomyślałam, że nie będą mi teraz potrzebne. Chwilę później kątem oka zobaczyłam, jak Cami wylatuje przez otwarte okno razem z Gemmą. Poleciały na dach. Pomyślałam, że to dobry pomysł, więc z dziewczyną dałam sobie spokój. Zawołałam Camille, a ta dosłownie w mgnieniu oka była przy mnie.
- Słuchaj pomóż mi z Harry'm! On tam nie może wejść, bo czuję, że coś złego się stanie! Zajmij go czymś! Spraw by mu silnik zgasł czy coś... Nie wiem! Po prostu mi pomóż! - Ona tylko pokiwała głową na tak, przez co zostawiłam ją tam i pobiegłam z powrotem do domu. Tym razem jednak mnie zauważyli. Cholera jasna zapomniałam o niewidzialności! Jeden z nich podszedł do mnie, po czym zatopił swoje paznokcie w moim nadgarstku. Tak bardzo to bolało! Zaczęłam się szarpać, ale szybko mi to uniemożliwił. Mianowicie przyłożył mi do głowy to coś, czego tak bardzo się obawiałam.
- Szarpnij kochanie jeszcze raz to dostaniesz kulkę w łeb. - Powiedział ozięble, a ja zamierzałam się przystosować. Wiem, czym by się to skończyło, jeśli bym zrobiła swoje. Zobaczyłam, jak zakleja mi taśmą twarz. Z moich oczu poleciały pierwsze łzy. Po co ja się tutaj w ogóle pchałam? Mogłam spokojnie iść do domu! W pewnym momencie dostałam z otwartej ręki w twarz. Było to na tyle mocne uderzenie, że moja głowa poleciała z impetem na prawo. Zaczęłam płakać bardziej, ale w jednym momencie poczułam ponowne uderzenie, ale nie od tego faceta tylko o ścianę. Przywiązali moje ręce i nogi do jakiejś wystającej rury. W pewnym momencie dwóch facetów rozdzieliło się. Jeden poszedł na piętro, a wyszedł w ogóle z domu. Dopiero teraz zaczęłam się martwić o Camille i Gemmę. Nie minęło pięć minut, a przez drzwi frontowe wszedł mężczyzna z Cami na rękach. Nie przestraszyłabym się tak bardzo, gdyby nie to, że się nie ruszała. Boże, a co jeśli... Nie! To nie może być prawda. Ten dryblas jest w stanie zrobić jej wszystko! Ona jest zbyt słaba na takiego faceta. Śledziłam ją przez cały czas wzrokiem. Jeden z nich przywiązał ją do rury w innym kącie pokoju. Czyli jest szansa, że żyje! Może tylko zemdlała? Jeśli tak, to dziękuję ci Boże. Zaczęłam próbować wydostać się z uścisku lin, ale na daremnie. Poczułam ponowne, silne uderzenie w lewy policzek. Miałam wrażenie jakby moja twarz puchła od tego bicia. Szanse na to, że będę mieć siniaki jest wielka. Kiedy ja się tutaj zamartwiałam siniakami, przytargano Gemmę, która również zemdlała z tego wszystkiego. Potraktowano ją w ten sam sposób. Nie bili jej tak jak mnie, ale przywiązali tylko do rury. Następnie ci faceci podeszli do mnie z uśmiechami, które nie znaczyły nic dobrego. Czułam, a nawet wiedziałam, że mają coś w planach i nie myliłam się. Zaczęli mnie kopać w brzuch. Nie miałam jak się bronić, bo ręce miałam przywiązane. Skopali mnie tak, że straciłam przytomność...

***

*Harry's POV*

Byłem właśnie w drodze do mojej siostry. Poprosiłem nawet kolegów, żeby mi pomogli. Tak, są w gangu. Nawet proponowali mi dołączenie do grupy, ale odmówiłem. Nie chcę zagłębiać się w coś, przez co stracę wszelkie uczucia. Rick, ich szef powiedział, że nie zrezygnuje ze znajomości ze mną tylko dlatego, że nie chciałem do nich wstąpić. Chłopaki również potwierdzili jego zdanie. Kiedy tak jechałem, pomyślałem o Dianie. Nie powinienem był jej tak potraktować. Mogłem jej chociaż powiedzieć, że muszę szybko jechać do siostry. Nie byłoby problemu, bo teraz się okaże, że pogniewała się o to. Tamta chwila w parku, była taka magiczna. Wtedy rzeczywiście, najbardziej na świecie chciałem ją pocałować. Marzyłem o tym, a gdyby nie ten telefon, już dawno bym to zrobił. Ale kto zaakceptowałby związek dwudziestolatka z o cztery lata młodszą dziewczyną, która w dodatku jest niepełnoletnia? Chłopacy wkurzyliby się jeszcze bardziej, a o rodzinie nie wspomnę. W pewnej chwili moje auto zatrzymało się samo z siebie. 
- Co do cholery?! - Zacząłem się zastanawiać, przy tym włączając ponownie samochód. Nadal nic! Przecież muszę dotrzeć do siostry, a nie wiem, czy już jej się coś nie stało. Wszedłem z auta, bo wpadłem na pomysł. Zadzwoniłem po taksówkę. Prosiłem ją wręcz o natychmiastowy przyjazd i zrobiła to dość szybko.
- Na Woodrest Rd* proszę, ale bardzo szybko. Pokażę panu dokładnie, kiedy będziemy blisko. - Powiedziałem wsiadając do taksówki. Mężczyzna kiwnął głową i ruszył. Ale to jak jechał, dobiło mnie totalnie. Jeszcze nikogo nie widziałem, kto by się tak guzdrał! 

"Spóźnię się. Poczekajcie na mnie". - Napisałem do Stana, mojego kumpla. Niemalże natychmiast dostałem odpowiedź.
"No spoko, ale radzę się pospieszyć, bo tu się niezły bigos kroi". - I już wiedziałem, że coś się dzieje. Nie odpisywałem mu już.

- Może pan trochę szybciej? To na prawdę ważne! - Powiedziałem nieco podirytowany. Kierowca kiwnął głową i jechał już jak chciałem. Dosłownie jakieś dwie minuty później byłem na miejscu. Zapłaciłem taksówkarzowi i wysiadłem z auta. Szybko podbiegłem do chłopaków, którzy czatowali za murkiem. Stan mnie zauważył i odezwał się.
- No jesteś wreszcie! Dłużej trzeba było się guzdrać! - Dostał ode mnie w ten pusty łeb. Młodszy o rok, a zachowuje się jakby był jakby był starszy. - Dobra dobra! W domu twojej siostry jest pięciu facetów, ona i jeszcze jakieś dwie dziewczyny. Nie wiemy kim są, ale niedługo się dowiemy. - Powiedział, a ja głośno wypuściłem powietrze z ust. 
Ruszyli przodem. Ja byłem z tyłu. Nigdy nie odważyłbym się iść przodem z bronią w ręku. To nie byłbym wtedy ja. W momencie, kiedy weszliśmy do domu rozległy się precyzyjne strzały. Chwilę później pięć ciał upadło bezwładnie na ziemię. Nie wiedziałem, że zaczną strzelać. Stan poszedł wgłąb mieszkania, a ja odezwałem się do Rick'a.
- Nie wiedziałem, że zaczniecie strzelać. Nie obeszłoby się? - Zapytałem, a ten dopiero teraz się na mnie spojrzał. 
- Wolałbyś, żebyśmy to my leżeli na podłodze w kałuży krwi czy oni? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja odpowiedziałem mu prawie natychmiast.
- Oczywiście, że chcę żebyście żyli! Ale czym oni ci zawinili? - Spojrzał się na mnie ponownie, kiedy zdejmował swoje czarne, skórzane rękawiczki, które podobno towarzyszyły mu zawsze i o każdej porze. 
- Kiedyś mieliśmy mały incydent. Przechwycili nasz towar, a wiesz dobrze, że tego typu rzeczy nie lubię. Teraz jakby odpłaciłem się tym samym. - Można by przyjąć, że Rick to jakiś człowiek psychiczny, ale w rzeczywistości to spoko facet. Zawsze pogada, poświęci swój cenny czas i w ogóle. 
- Harry! Mamy twoją siostrę... - Stan powiedział z salonu, a ja nagle oprzytomniałem. Przeprosiłem Rick'a i poszedłem w stronę kolegi. Kiedy tylko zobaczyłem swoją siostrę, ulga wymalowała mi się na twarzy. Nic jej nie było. Stan swoim nożem zaczął ciąć sznury, a ja wziąłem się za taśmę. Kiedy Gemma już była wolna, wziąłem ją na ręce i podszedłem do kanapy, gdzie ją położyłem. Następnie podeszliśmy do brunetki. Stan zrobił podobnie jak wcześniej. Odkleiłem jej taśmę, po czym również wziąłem na ręce i zaniosłem na kanapę.
- No to jeszcze ta jedna blondynka i po problemie. - Powiedział, po czym udał się do trzeciej dziewczyny. Stanąłem na chwileczkę przy siostrze. Miała wielkie szczęście, że nic się jej nie stało. - Harry, z tą dziewczyną jest gorzej. Ma siniaki na całej twarzy no i krwawi dość poważnie. - Odkleiłem wzrok od mojej siostry i doznałem silnego szoku. Tam... Tam było moje słoneczko. Rzuciłem się szybko w jej stronę. Co ona tutaj robiła? Przecież zostawiłem ją w parku! Trudno było nawet na tę piękną twarz patrzeć. Odkryłem lekko zakrwawiony sweter i doznałem drugiego szoku. Cały poobijany brzuch. Zasłoniłem to z powrotem. Wziąłem ją na ręce, po czym poszedłem z nią na fotel. Wydawała się taka drobniutka w moich rękach. Przytuliłem ją mocno do siebie. Poczułem jak po moich policzkach spływają potokiem łzy. Czemu pozwoliłem jej odejść?! Dlaczego muszę być takim palantem?! Nic nie potrafię zrobić dobrze! Nawet zająć się dziewczyną, która mi się podoba. Zamknąłem oczy, a w duchu przeklinałem się na wszystkie możliwe sposoby. Wtem poczułem, jak czyjaś ręka dotyka mojej. Spojrzałem się w to miejsce. Jej mała rączka złapała moją i delikatnie ściskała. Spojrzałem się na nią. Patrzała na mnie tymi pięknymi oczami, przez które nieraz miałem marzenie by spojrzała na mnie choć w połowie tak, jak ja patrzę na nią. Objęła mnie rękoma w pasie i przytuliła się, zaczynając płakać. Nawet nie wiem czy z bólu czy z czegoś innego. Głaskałem jej głowę moją drżącą ręką, która również nie chciała się uspokoić. 
- Kochanie cichutko... Jak to się stało skarbie? - Zapytałem ją szeptem, ale nie dostałem odpowiedzi. Kiedy miałem powtórzyć pytanie jeszcze raz, odezwała się.
- Oni... Oni nas porwali. Przytargali tutaj, skatowali i potem zemdlałam... Harry, boję się. - Przytuliła się do mnie bardziej, a ja do niej. 
- Kochanie nie masz już czego. Już nikt ci nie zrobi krzywdy. Ale... Jak się tu znalazłaś? Myślałem, że poszłaś do domu... - Powiedziałem, a ona po chwili również odpowiedziała.
- No bo szłam, ale spotkałam Camille i zaczęłyśmy gadać, a potem znikąd zakryto nam buzię i oczy, a potem zatargano nas tutaj. Camille zemdlała w ich furgonetce, a ja się jakoś trzymałam. Przyjechali tutaj i grozili, że mnie zabiją jak nie przestanę się wiercić. Spróbowałam chwilę później, kiedy już mnie przywiązali, ale zostałam pobita... Dlaczego to zawsze mnie się dzieje Harry? Dlaczego nie mogę mieć normalnego życia jak inni? - Szczerze, nie umiałem jej odpowiedzieć na to pytanie. Pocałowałem ją delikatnie w czoło po czym przytuliłem do siebie. W sumie to było pytanie, na które chyba nie oczekiwała odpowiedzi. - Zabierz mnie do domu... Błagam cię. - Pokiwałem tylko głową na zgodę. Wziąłem ją jeszcze raz na ręce, a w tej chwili obudziła się jej przyjaciółka. Podniosła się o własnych siłach, a gdy zobaczyła Dianę na moich rękach i to jak wygląda, już całkowicie się załamała. Podbiegła do nas i zaczęła płakać.
- Diana... Boże co oni ci zrobili! Dlaczego to się musiało stać? - Cały czas płakała. Nie odzywałem się, tylko słuchałem. Czułem, że mieszanie się w tę rozmowę nie jest konieczne. 
- Wszystko będzie dobrze Cami. Jadę do domu, ciebie też odwiozą...
- Nie. Jack po mnie przyjedzie. Proszę, zadzwoń do mnie, jak już będzie wszystko dobrze. Harry tu masz mój numer. Idźcie już. Trzymaj się kochana. - Najbardziej zdziwiło mnie to, że zna moje imię. Ale może Diana jej o mnie mówiła. Camille wcisnęła mi w rękę papierek z rzędem dziewięciu cyferek. Po chwili wyszedłem z domu mojej siostry. Przy furgonetce chłopaków zobaczyłem Rick'a. Zacząłem iść w jego stronę z pewną prośbą. 
- Hej. Jesteś w stanie mnie podwieźć do mojego auta? Proszę. - Popatrzał to na mnie, to na Dianę, ale na niej wzrok zatrzymał na dłużej. Nie wiedziałem dlaczego, ale to akurat mnie nie obchodziło. 
- Jasne, wskakuj z tą małą. - Powiedział, po czym oboje weszliśmy do auta. Rick, sprawnie przebył dystans dzielący mnie od mojego samochodu. Wysiadłem z moim słońcem, i odezwałem się do niego. 
- Dzięki stary za podwózkę. - Powiedziałem, a on tylko skinął głową po czym ruszył. Odblokowałem samochód i dziękowałem, że policja mi nie postawiła mandat. Wsadziłem Dianę na tyły, a sam poszedłem za kierownicę. Tym razem auto odpaliło, przez co dziękowałem Bogu. 
Niedługo potem byliśmy już w domu. Wyjąłem ją z tylnego siedzenia i zaniosłem do domu. 
- Jesteś głodna, śpiąca? - Zapytałem, a ona przytuliła się do mnie. To mogą być tylko moje podejrzenia, ale wydaje mi się, że czuje się bezpiecznie w moich ramionach. 
- Głodna i śpiąca. - Powiedziała, a zaraz później ziewnęła. Zaśmiałem się cicho, bo zmarszczyła przy tym nos. Zaniosłem ją na kanapę, a sam poszedłem do kuchni zrobić jej coś do jedzenia. Kolejne co może mi się wydawać to to, że mało je. Nie wiem czy to prawda, ale teraz zrobię jej dużo jedzenia. Nie pozwolę, żeby się głodziła, jeśli rzeczywiście tak jest. Zrobiłem sześć kanapek z serem, pomidorem i ogórkiem. Położyłem wszystkie na talerz i udałem się do pokoju. Tam zastałem moje słoneczko. Spało z przepięknym uśmiechem na twarzy...

*Przeczytałaś? >>>> Skomentuj! :)*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heeeeej!

Przepraszam Was za wczoraj, ale tak jak mówiłam usunęła mi się połowa rozdziału. 
Jezu, jaka ja byłam wtedy zła! Myślałam, że cały dom rozniosę!
W każdym razie rozdział jest wcześniej. Myślałam, że dzisiaj nie dam rady go dokończyć, ale się udało! :) 

Czuję, że mi się nie udał. Jaka jest wasza opinia? 
W każdym razie cieszę się jednak, że coś jest. :)

W ostatnim rozdziale mało z was go skomentowało. Postanowiłam, że nie będę się was na razie czepiać, bo rozumiem, że nie każdy ma czas. :)

Osobiście czekam na zwiastun na mojego bloga ;) Mam nadzieję, że w tym miesiącu go dostanę. Jednakże nie jestem pewna, co do tego, więc niczego nie obiecuję :) 

Następny rozdział pojawi się, albo w poniedziałek, albo we wtorek. Coś w ten teges :)

Także żegnam się z Wami i do następnego rozdziału <3 <3 <3 :* :* :* 

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Tyle emocji haha. Ciekawi mnie czemu Nicka wzrok zatrzymał się dłużej na niej. Może też jest aniołami lub tym złym haha. Czekam na następny ;)
    @karinusia15

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem rozdział jest jak zwykle udany. Cieszę się, że udało ci się go napisać tak szybko po utracie połowy :)
    Już nie mogę doczekać się kolejnej części.
    Życzę weny i pozdrawiam :*

    PS. Wybacz, że komentuję tak krótko, ale nie jestem tak dobra w rozpisywaniu się w komentarzach jak ty ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. NIc dodać nic ująć roździał jest zajebisty czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic się przecież nie stało ^^ Rozdział jest a to chyba najważniejsze? Prawda?
    Nie wiem czemu ale brakuje mi akcji z Nathanem xD To byłoby takie moje malutkie życzenie ^^
    Bardzo fajny rozdział, Lots of feelings
    Czekam na następny ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział CUDOWNY *___* perspektywa rolnika świetna <3 ale... WIĘCEJ AKCJI Z NITHAELEM POPROSZĘ!!!!!! przepraszam, że moje komentarze w najbliższym czasie będą krótkie, ale no weny nie mam, bo całą tobie oddałam!!!! ciesz się teraz!!! czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ZA DUŻO TEGO WSZY...*ROZJEBANY MÓZG NA ŚCIANIE*

    OdpowiedzUsuń